robót. Zaraz po wyleczeniu się z okropnych okaleczeń, poszedł nie mówiąc gdzie i po co i dotąd nikt więcej nie słyszał o nim w Millerie“.
Grzegorz nie wątpił, że człowiek ten był skazańcem z Melun, ale na co mu się przydało to przekonenie? Paula Baltus, powiadomiona natychmiast o rezultacie wycieczki, uznała, że jedynym sposobem dowiedzenia się prawdy jest uzdrowienie Joanny. Nalegała na Verniera, ażeby wynalazł jakiś dom zdrowia i nabył go natychmiast.
Grzegorz szukał, ale napróżno. Pewnego dnia odwiedził profesora swego, doktora V. Porozmawiawszy z nim o rozmaitych rzeczach lekarskich, zapytał go się wreszcie, czy nie wie o jakim zakładzie dla obłąkanych do sprzedania.
— Zdaje mi się, że mówiono mi niedawno o czemś podobnem — odrzekł doktor V.
— W Paryżu?
— Tak... lub przynajmniej pod Paryżem... Ah! prawda, przypominam sobie. Jest podobny zakład w Auteuil... Otrzymałem nawet zawiadomienie. Coś w rodzaju prospektu...
— Wyszukaj go, profesorze, błagam cię!
— Zaraz to uczynię.
I doktor V. przerzucił na poczekaniu paczkę listów i anonsów różnego rodzaju, porozrzucanych w nieładzie na biurku.
— Mam — zawołał po kilku minutach. — Oto jest... Przeczytajże sobie sam.
Grzegorz chciwie pochwycił papier, jaki mu podał dawny jego nauczyciel i przeczytał głośno co następuje:
Doktor Rittner, lekarz obłąkanych, właściciel i dyrektor pierwszorzędnego domu zdrowia w Auteuil przy ulicy Raffet i bulwarze Montmorency, ma honor zawiadomić szanownego doktora V., że życzyłby sobie odstąpić ów instytut, jakiemu doktorowi specjaliście. Doktor Rittner zmuszony opuścić Paryż, z powodu interesów familijnych, sprzedaje swą własność na bardzo korzystnych warunkach za gotówkę.“
Oczy Grzegorza zabłysły radością.