Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/359

Ta strona została skorygowana.

— I cóż! — wykrzyknął doktor V, — Zdaje mi się, że znaleźliśmy interes!
— Znasz profesor ten dom zdrowia w Auteuil? — zapytał Grzegorz.
— Znam... wydaje mi się wzorowym tak pod względem urządzenia, jak pięknego położenia. Jedź do Auteuil i obejrzyj cały zakład.
— Ile zdaniem pana profesora możnaby ofiarować za zakład?
— Ja oceniam nieruchomość wraz z całą klientelą na trzykroć pięćdziesiąt do czterechkroć stu tysięcy franków.
— To potężnie wysoka cena!
— Uważaj się za szczęśliwego, jeżeli Rittner nie zaśpiewa dwa razy tyle.
— Udam się doń natychmiast, ażeby wiedzieć, czego się trzymać.
— Jedź... szczerze ci radzę, a jeżeli się ułożysz, zawiadom mnie natychmiast.
— Albo osobiście przybędę, albo w ten moment napiszę. Tymczasem dziękuję po tysiąc razy kochanemi profesorowi i dowidzenia niezadługo!
— Dowidzenia, kochany uczniu.
Stary profesor uścisnął serdecznie Grzegorza i odprowadził go do drzwi samych. Grzegorz wsiadł do fiakra i kazał jechać do Auteuil. Tego samego dnia doktor Rittner otrzymał od Fabrycjusza list ze stemplem Nowego Jorku. List ten zimny i lakoniczny, napisany był w taki sposób, że gdyby wpadł przypadkiem w obce ręce, niepodobna byłoby przypuszczać, że siostrzeniec bankiera amerykańskiego i doktor z Auteuil mieli z sobą jakieś tajemnicze stosunki. Fabrycjusz upominał tylko doktora, aby czuwał tylko troskliwie nad matką i córką. Pismo zmienione, podpis czytelny tylko dla jednego doktora Rittnera, świadczyły o przezorności Leclére’a, który nic nie zdawał na prosty przypadek. Jeden tylko frazes, dwa razy podkreślony, a ułożony w wilję wyjazdu, okrutnie był znaczącym, pomimo swej pozornej prostoty: „Zajmij się pomieszczeniem funduszów, o jakich mówiliśmy ze sobą”.