Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/36

Ta strona została skorygowana.

— Musi się oburzać na swych sędziów?
— Protestuje przeciw wyrokowi, ale znosi swój los z zupełną rezygnacją. Powtarza bez żadnej złości: „Jestem niewinny!...“
— Starano się też dowiedzieć, czy poprzednio nie istniał jaki stosunek pomiędzy nim a ofiarą?
— Pomyślano i o tem, ale się nic nie dowiedziano. Panna Paulina Baltus nie widziała go u brata nigdy.
— Czy zamordowany nie miał jakich nieprzyjaciół zawistnych?
— Nic o tem niewiadomo... Był to młody człowiek bardzo miły i bardzo uprzejmy, kochany i poważany przez wszystkich... Przyczyną zbrodni mogła być tylko chęć rabunku. Takie jest zdanie ogólne, a ja je w zupełności podzielam.

ROZDZIAŁ VIII.

— Sędzia śledczy nie był bezczynnym, zapewniam pana — ciągnął Grzegorz Vernier — i nie zamykał się w ciasnych granicach. Robił wszystko, co tylko możebnem było, ale nie osiągnął nic...
— A więc prawda doktorze — rzekł pan Delariviére — że rzedko o tak jak ta tajemniczą kryminalną sprawę. Ten skazaniec to żyjąca jakaś zagadka albo warjat może...
— Że jest przy zdrowych zmysłach, za to zaręczam — powiedział Grzegorz.
— Posiedzenia sądu musiały być niezmiernie ciekawe.
— Nadzwyczajnie. Proces trwał pięć dni z rzędu i przez te pięć dni, nie przesadzam, przynajmniej trzydzieści tysięcy osób, przybyłych z różnych stron, brało udział w tym smutnym spektaklu... Ale jak zwykle wielu było wezwanych, lecz mało wybranych.
— Czy spodziewano się wyroku śmierci?
— Tak, chociaż muszę zaraz dodać, że dyskutowano nad nim niezmiernie długo.
— A jakaż jest twoja osobista opinja doktorze? Czy sądzisz, że winnym jest ów człowiek?