Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/364

Ta strona została skorygowana.

— W akcie tym nie ma być najmniejszej wzmianki o mnie — dodała. — Doktor Vernier figurować będzie jaka właściciel jedyny. Życzeniem mojem jest także, aby nazwisko moje nie było nawet wspomnianem, aby nikt zgoła nie wiedział, że ja daję pieniądze na to kupno.
Spotkanie się naznaczone zostało na południe. Grzegorz przybył punkt o dwunastej z notarjuszem Pauli. Rittner oczekiwał już na nich ze swoim. Ułożony akt sprzedaży podpisanym został przez obu notarjuszów, potem Grzegorz oddał Frantzowi przekaz na okaziciela na dom bankiera Jakóba Lefébre.
Więc pojutrze — rzekł Grzegorz — pojutrze obejmę zakład i odbędę pierwsze wizyty z panem, doktorze.
— Będę gotów na pańskie rozkazy.
— O której godzinie rano odwiedzasz pan pensjonarki?
— O dziesiątej.
— Przybędę więc przed dziesiątą.
Rezeszli się. Grzegorz pospieszył do panny Baltus.
— Cóż? — zapytała, ujrzawszy doktora.
— Wszystko, proszę pani, skończone.
— Kiedyż wchodzisz w posiadanie?
— Pojutrze o dziesiątej rano.
— Będę panu towarzyszyć, zwiedzimy dom zdrowia razem i wtedy nie będziemy już o niczem innem myśleć, tylko o odnalezieniu pani Delariviére i Edmy.
Biedna Edma! — biedna Joanna! Od usiłowanej ucieczki, jakiej byliśmy świadkami, pozbawiona codziennej wizyty córki i spaceru po ogrodzie, stawała się coraz smutniejszą, coraz bardziej ponurą... Płomyk życia dogorywał w niej tak, jak zagasło już światło jej inteligencji. Kuracja Rittnera, silne środki zadawane w dozach nadmiernych, robiły swoje. Można było przygotowywać już całun, trumnę i naprzód już grób wykopać. Edma, złamana ciosem, przechodzącym jej siły, była bliżej śmierci, niż życia. Gwałtowna febra mordowała biedaczkę. W chwilach zatrważających paroksyzmów dostawała maligny, której nie uspakajały wcale podawane lekarstwa.