Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/382

Ta strona została skorygowana.

wróć mi moje szczęście! Wróć mi Pawła, albo poślę na szafot i ciebie i Fabrycjusza!...
I młoda kobieta, podobna do mściwej furjatki, przystąpiła z podniesioną ręką do brata, René, siny ze strachu i wściekłości, pochwycił ją za ręce.
— Oddaj mi czek!... oddaj mi list!... wołał głosem, który świszczał przez zaciśnięte zęby.
Matylda powtarzała:
— Wróć mi Pawła!... wróć mi moje szczęście!... inaczej szafot!... Czy słyszysz?
— Dawaj te papiery... te papiery... — odpowiedział René.
— Nigdy!
— Ja chcę i będę je miał.
— Wzywam cię!...
Nędznik przyjął wezwanie!... Lewą ręką z siłą przez wściekłość zwiększoną, objął Matyldę, a prawą chciał jej czek wyrwać... Młoda kobieta jednakże usiłowała wyswobodzić się z brutalnego uścisku brata, wiła się jak wąż, gryzła go po rękach, wołając:
— Nie, nie dostaniesz!... Zabijesz mnie prędzej... Wróć mi szczęście moje...
René zdyszany nic nie odpowiadał. Walka była straszną. Matylda, chociaż słabsza, nie dała się łatwo pokonać. Nagle, jakimś niespodziewanym, nadzwyczajnym wysiłkiem wyrwała się, wsunęła czek za stanik sukni, schowała się w kąt saloniku i zaczęła bronić się, jak tygrysica.
René znowu do niej przyskoczył i walka rozpoczęła się na nowo. Słychać było urywane oddechy i głuche tupania. Wspólnik Rittnera pochwycił siostrę za ramiona i ściskał tak, że mógł ją zdusić albo przynajmniej pozbawić przytomności.
Zapewne byłby tego dokazał, kiedy naraz się zachwiał i stracił równowagę. Nogi mu się zaplątały w długi tren sukni Matyldy. Upadł na wznak, pociągając za sobą młodą kobietę i tak oboje tarzali się po ziemi, on ściskając ją coraz bardziej za gardło, ona broniąc się zębami i paznokciami.