Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/39

Ta strona została skorygowana.

W chwili kiedy doktor miał wychodzić z hotelu, cały pochłonięty myślami, omnibus kolei żelaznej zatrzymał się przed bramą. Spostrzegłszy Grzegorza Vernier, którego fizjognomja, jak powiedzieliśmy wyżej, była uderzająco piękna, a postawa, pełna elegancji i prostoty, oznaczała człowieka dobrze wychowanego, dwie kobiety się zatrzymały.
Doktor skłonił się prawie nie patrząc na nie i poszedł dalej.
Niepotrzeba było łudzić się co do tego, jaką pozycją towarzyską zajmowały nowo przybyłe.
Obie były bardzo ładne — jedna brunetka, a blondynka druga. Trochę rażąca elegancja ich wiejskich kostjumów, widoczna kokieterja, malenkie ekscentryczne kapelusiki, prześliczne warkocze, jeden czarny jak heban, a drugi połyskujący jak złoto, rozchodzący się dookoła silny zapach perfum, duńskie rękawiczki do łokci, za duża ilość bransolet, eleganckie buciki na obcasach, na dziesięć przynajmniej centymetrów wysokich, odrębny styl ogromnych wachlarzy, zawieszonych u boku na srebrnych łańcuszkach z agrafką, wszystko to zaraz na pierwszy rzut oka zdradzało, że ładne te osóbki należały do świata wesołego, że były artystkami drugorzędnych teatrzyków paryskich.
— Ato co za prześliczna główka — odezwała się głośno prawie młoda blondynka, śledząc oczami za Grzegorzem Vernier.
— Jakiś gentleman widocznie — potwierdziła brunetka.
— Gentleman? — wykrzyknął szepleniącym głosem jeden z kawalerów, asystujących damulkom — nie znasz się widzę na gentlemeństwie, moja Adelo? Czarny surdut, czarna kamizelka, biały krawat przed godziną siódmą!... Któż się tak, proszę cię, ubiera! Gdzież w tem jakikolwiek szyk?... O, nigdy w świecie nie może taki być gentlemanem i nigdy członkiem żadnego klubu, nigdy nie może do wielkiego należeć świata... Może to adwokat, albo notarjusz, to co innego, a najprędzej, to urzędnik jakiś pogrzebowy...
— E! — zawołał drugi młodzieniec, starszy o lat cztery lub pięć od towarzysza — czy cię mucha jaka ugryzła, czy co,