Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/398

Ta strona została skorygowana.

— Rozumiem, bilet pięćset frankowy.
René otworzył pugilares. Wybrał bilet bankowy z pomiędzy ośmiu czy dziewięciu innych, jakie się znajdowały w pugilaresie i podając go doktorowi, dodał:
— A co to jest?
— Drugi taki sam bilet.
— Podobny do pierwszego?
— Najzupełniej.
— Weź tę lupę i przypatrz się im obudwom.
Rittner zabrał się do studjowania. Skoro skończył, zapytał go René:
— No cóż? Czy znalazłeś jaką różnicę?
— Żadnej... zupełnie są jednakowe.
— Pewnym tego jesteś?
— Najpewniejszym.
— Widzisz, że się mylisz, bo jeden z tych biletów jest fałszywy...
— Żartujesz!
— Słowo honoru, Przypatrz się lepiej...
Rittner rozpoczął na nowo ekspertyzę, która przeciągnęła się kilka minut.
— Ten sam papier... — powtarzał — ten sam groszek... Rysunek czysty, poprawny...
— Mam gotowych takich za sto tysięcy franków...
— To skarb nieprzebrany taki talent...
— Chcę się z toba podzielić.
Rittner patrzył na brata Matyldy z niedowierzaniem.
— Dlaczego chcesz się ze mną podzielić, kiedy sam możesz mieć wszystko?
— Bo bez ciebie nie potrafię nic zrobić...
— Jakto?
— Przed paru tygodniami, gdy dostałem od ciebie silny odczyn, przygotowany na moje żądanie, mówiłem ci, że chcę zrobić próbę ogromną.
— Przypominam sobie...