— A więc wynalazłem co potrzeba, ale zużyłem cały zapas do ostatniej kropli, że zaś nie jestem chemikiem, jesteś mi więc niezbędnie potrzebnym! Rozumiesz teraz?
Doskonale...
— A więc mój kochany — dodał wesoło René — wyjeżdżam jutro rano do Genewy... chcę ci wypisać paszport. Gdzież się zamyślasz udać.
— Ma się rozumieć, że do Genewy — odrzekł doktor, podając rękę fałszerzowi, którą ten uścisnął.
Umowa zawartą została.
René wyszukał paszport ze stemplem szwajcarskim, wziął pióro, umaczał w atramencie i zapytał doktora:
— Jakie chcesz przybrać nazwisko?
— Herman Kautzer; jeden z moich to kuzynów z linji męskiej, do którego bardzo jestem podobny.
— Wieku lat?
— Czterdzieści trzy.
— Dodajesz sobie...
— To nic nie szkodzi... To wiek kuzyna Hermana... Tym sposobem — dodał ze śmiechem — dojdę może do tego, iż się sam wezmę za kuzyna.
— Miejsce urodzenia? — ciągnął René.
— Luksemburg... wielkie księstwo luksemburskie.
— Dobrze... Pozostaje rysopis jeszcze, w tym względzie nie potrzebuję twojej pomocy... Czy zmieniasz co w powierzchowności?...
— Zgolę wąsy i brodę.
— Doskonale!
René napisał rysopis, położył datę paszportu, zgodną z z legalizacją w ministerstwie spraw zagranicznych i legalizacją szwajcarską, wysuszył pismo i podał papier doktorowi.
— Połóż tu podpis Herman Kautzer i zmykaj z całem bezpieczeństwem.
Rittner podpisał nowe swoje imię i nazwisko, złożył paszport we czworo i schował do pugilaresu.