się umyć w Sekwanie, którą przedkładał nad wszelkie angielskie miednice. Zrobiwszy to, udał się w stronę spalonego domu.
Dwunastu strażników bezpieczeństwa pilnowało dostępu, strażacy zaś ogniowi dokończali gasić głownie ostatnie.
Spacer marynarza nie trwał długo. Powróciwszy do parku, przypomniał sobie nagle o szkatułce, którą uratował z płomieni razem z Matyldą. Wstąpił do siebie do mieszkania, ażeby ją wziąć i odnieść właścicielce, przywiązując zresztą małe bardzo znaczenie do tego pudełka, na które ani spojrzał zeszłej nocy. Teraz zaczął mu się przypatrywać. Pudełko miało formę maleńkiego kufereczka i zrobione było z cyzelowanego srebra prześlicznej roboty. Miniaturowy kluczyk stalowy, wyrobiony jak cacko, tkwił w zameczku.
Klaudjusz machinalnie zakręcił kluczyk. Pudełko się otworzyło. Zawierało, jak wiemy, papiery, które Matylda włożyła tu wczoraj razem z fałszywym czekiem. Klaudjusz wyjmował papiery i przebiegał je oczami. Najpierwszym dokumentem, jaki dostał mu się do ręki, była metryka Matyldy.
— Matylda Jancelyn, to zapewne nazwisko młodej pani... Matylda — powtórzył. — Słyszałem to imię niedawno, ale... gdzie?... A ba! alboż to jednego osła nazywają Marteau.
Rozwinął następnie inną ćwiartkę papieru, zawierającą tylko słów kilka, Przeczytał głośno:
„Mój kochany René. Baltus ma czek w rękach. Mówi o ekspercie i P. R. Sytuacja wytężona. Potrzebna jest prędko narada. Czekam, kawiarnia Helder. Spal pismo. 3 grudzień. F.L.“
— Ależ to tylko morderca Fryderyka Baltusa mógł to napisać — mruknął przerażony Marteau, data 3 grudnia, a to w nocy z trzeciego na czwarty ten nieszczęśliwy młodzieniec został zamordowany przed swoim własnym domem, gdy wracał z Paryża. A te pierwsze litery F. L.! To te same, które widziałem powtórnie w Paryżu, na ulicy Clichy, na kolbie rewolweru pana Fabrycjusza Leclere! F. L. Fabrice Leclere!
Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/401
Ta strona została skorygowana.