przez Grzegorza Vernier i podniósł z niej okrągłą sumę trzystu tysięcy franków w biletach bankowych.
Podczas jego nieobecności Paweł de Langenois przybył do Auteuil dowiedzieć się o Matyldę.
Wiemy już, jaką odpowiedź dał młody zastępca Rittnera.
— Czy nie mógłbym widzieć się z dyrektorem? — zapytał.
— Pan dyrektor jest w Paryżu...
— Przypuszczasz pan, że powróci niezadługo?
— Nie wiem tego.
— Przyjdę zatem jutro po południu.
∗ ∗
∗ |
Młody człowiek, głęboko zasmucony wsiadł do doróżki.
Frantz Rittner powrócił nad wieczorem i dołączył przywiezioną pakę biletów bankowych do tych, jakie już miał w swoim skórzanym worku.
— Nie potrzeba, — mówił do siebie, — pozostawiać nic takiego, co by mogło wzbudzić podejrzenie w moim następcy. Muszę zerwać drut, który mi zwiastował przybycie moich wspólników, kiedy w nocy wchodzili przez furtkę z bulwaru Montmorency. Ta furtka będzie zapewne w użyciu, a doktor Vernier zdziwiłby się słusznie, gdyby dzwonek elektryczny rozbrzmiewał niespodzianie w jego gabinecie i pokoju sypialnym.
Powiedziawszy to, doktor warjatek wziął małe ostre szczypczyki, jakich używają jubilerzy, wszedł na krzesło i przeciął drut.
— Wszystko idzie jak najlepiej, powtarzał sobie, — wyjadę jutro wieczorem. Pojutrze będę w Genewie, wolny od wszelkich podejrzeń i niebezpieczeństw, osłonięty zupełnie nazwiskiem Hermana Kautzera!... Poprowadziłem mój statek niby zręczny marynarz, bo przez przeróżne przepaście, pośród których każdy inny utonąłby dziesięć razy!... Nikt mi teraz nie przeszkodzi w dopłynięciu do portu bezpiecznie.
Położył się do łóżka i najspokojniej przespał do rana. Wstał o ósmej.