Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/419

Ta strona została skorygowana.

Starzec przez kilka minut odzyskał prawie siły. Umaczał pióro w atramencie i ręką prawie pewną położył podpis na każdym przekazie.
Dokonawszy tej czynności, podał portfel swojemu siostrzeńcowi i opadł ciężko na poduszki, przymknął oczy, westchnął i wyciągnął się nieruchomy. Stało się to tak nagle, rysy do tego stopnia się wyprężyły, że Fabrycjusz czemprędzej przyłożył rękę do jego serca, z ohydną nadzieją, że nie poczuje już jego bicia. Omylił się jednakże. Zmordowanie wskutek sceny, jakąśmy opisali, doprowadziło poprostu omdlenie. Trwało ono bardzo krótko. Pan Delariviére otworzył niebawem oczy, a ujrzawszy siostrzeńca, pochylonego nad sobą, wytłomaczył to sobie, zupełnie inaczej, uśmiechnął się i obie ręce łotra przycisnął do swoich piersi.
Fabrycjusz, nędznik przewrotny, ze czci i wiary wyzuty, nie zarumienił się nawet przy tej tkliwej pieszczocie, jak niegdyś zdrajca Judasz przy całowaniu Chrystusa.

ROZDZIAŁ XXXV.

— Jeżeli podoba się Panu Bogu teraz mnie do siebie powołać, — szepnął słabym głosem pan Delariviére, — umrę już zupełnie spokojny. Przysiągłeś, że czuwać będziesz nad Edmą i Joanną, że będziesz ich opiekunem.
— I dotrzymałbym święcie tej przysięgi, drogi wuju, — odezwał się Leclére, — ale dzięki niebu nie będzie to wcale potrzebnem. Wuj będziesz żył jeszcze długie lata dla szczęścia tych, którzy go kochają.
— Poczciwy z ciebie chłopiec i niech cię Bóg błogosławi! — odezwał się starzec, a uniesiony uczuciem wdzięczności, chwycił obie ręce Fabrycjusza i do ust przycisnął.
Tego zanadto było.
Leclére poczuł dreszcz, ale że zawsze potrafił zapanować nad sobą, pochylił się nad wujem i pocałował go w oba policzki.
— Jestem strasznie zmordowany, — powiedział po chwili bankier, — zdaję mi się, że będę spał trochę. Pozwól mi spocząć, mój drogi.