— Bardzo panu wdzięczna jestem — odparła pani Lariole i pięknie dygnęła. — Ale, dla czego to — dodała zaraz — tak już bardzo dawno nie pokazywał się pan u nas?
— Nie byłem blisko półtora miesiąca...
— Akurat czterdzieści dni.
— Co za pamięć? — powiedział, śmiejąc się Fabrycjusz.
— Dlatego tak to dobrze pamiętam, iż byłeś pan po ostatniem posiedzeniu sądowem w tym samym dniu, w którym skazano na śmierć mordercę pana Baltusa...
Lekki dreszcz przeszedł od stóp do głów młodzieńca, ale twarz nie zdradziła w niczem tego, co się w duszy działo i odpowiedział z uśmiechem:
— A prawda! Zupełnie o tem zapomniałem...
— A jednak — ciągnęła pani Lariole — możesz się pan pochwalić, panie Fabrycjuszu, żeś jak nikt pilnował całej tej sprawy! Co dzień w sądzie, jak zapisał.
— Proces istotnie bardzo żywo mnie zajmował! Tak samo jak urzędnicy, jak sędziowie, jak wszyscy zresztą szukałem rozwiązania zagadki... Bo nie ma nic więcej zaciekawiającego, jak trudna do odgadnienia zagadka, którą się ma nadzieję rozwiązać. Z gorączkową ciekawością wsłuchiwałem się w odpowiedzi nieszczęśliwca, zasiadającego na ławie oskarżonych.
— I może będziesz go pan żałował? — wykrzyknęła pani Lariol.
— Dlaczegożby nie?...
— Taki nędznik wcale nie zasługuje na litość... zabił, dobrze zrobią, że i jego zabiją! — A! domyślam się, czybyście państwo nie przybyli przypadkiem...
Pani Lariol nie dokończyła.
— Dla asystowania rozwiązania dramatu — dokończył Fabrycjusz. — Zgadła pani!.. Dzienniki paryskie ogłosiły, że egzekucja odbędzie się jutro.
Gospodyni skinęła głową potakująco.
— Nie chcieliśmy otóż — wykrzyknął baron de Landilly i wzruszył ramioami, zdawało mu się bowiem, że przy tym ruchu figura jego dobrze się wydaje — nie chcieliśmy, aby
Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/42
Ta strona została skorygowana.