Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/426

Ta strona została skorygowana.

Eksbankier wypił ją chciwie i szepnął po chwili:
— Pić mi się chce.
Doktor z Fabrycjuszem udali, że nie usłyszeli. Kołysanie okrętu nie ustawało.
— Pić mi się chce... Umieram z pragnienia — zawołał pan Delariviére.
Fabrycjusz z doktorem nie odezwali się wcale.
— Ach! — jęknął eksbankier — pragnienie mnie pożera i zabija... Zlitujcie się nademną!... Nie skazujcie mnie na takie męczarnie...
Twarz pana Delariviére zmieniła się nagle. Policzki zapadły, oczy krwią zaszły, usta poruszały się konwulsyjnie dla zaczerpnięcia powietrza, którego w piersiach brakowało. Podano trzecią łyżeczkę lekarstwa. Chłód napoju sprawił mu rozkosz widoczną.
— Jeszcze! — zawołał z chciwością — jeszcze!
Doktor potrząsnął głową przecząco i odpowiedział:
— Teraz nie pozostaje nam nic, jak tylko czekać.
Burza szalała w całej mocy. Bałwany coraz się wzmagały i biły z taką siłą w okręt, że go zupełnie na bok przechylały. Śruba obracała się jeszcze, ale nie można już było sterować. Położenie stawało się wielce niebezpieczne.
Nagle bladawe światło przeciągłej błyskawicy oświetliło głębokość nieba i przepaść morską i rozległ się ogłuszający huk pioruna. Uderzył on w jeden z masztów i rzucił go na pomost. Jednocześnie z hukiem pioruna rozległ się krzyk bolesny i tak rozdzierający, że zagłuszył wzburzone żywioły. Padający odłam masztu przewrócił jednego z majtków i złamał mu obie nogi.
— Drąg na prawy bok! — zakomenderował kapitan Kerjal, który spostrzegł zmianę wiatru i przewidywał możebność ucieczki przed burzą. — Do pieca, do pieca, puścić całą parę!
Okręt poddał się skombinowanej czynności, steru i śruby i na nowo zaczął przerzynać bałwany.
— Oczyścić pomost! — krzyczał stary wilk morski.
Majtkowie zaraz zabrali się do roboty.