Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/429

Ta strona została skorygowana.

Niepodobna było nic rozróżnić na odległość trzech kroków, a zresztą całą uwagę majtków zajmowała nieustanna ich praca.
Leclére pewny, że zbrodnia nie będzie miała świadków, pochwycił starca wpół i chciał go przechylić. Już to miał uczynić, gdy nagle instynkt zachowawczy przezwyciężył malignę. Pan Delariviére zaczął się bronić, krzycząc z przerażenia i złości. Jego kościste palce, których siłę powiększyła maligna, pochwyciły przeciwnika za gardło i ścisnęły go jak kleszczami.
— Nie wyrwę się — pomyślał Fabrycjusz — i będę zgubiony.
Postanowił walczyć do ostatka z nieuniknioną śmiercią. Ręce miał wolne... Wsunął jedną do kieszeni spodni i wydobył mały nożyk kataloński, który zawsze miał przy sobie. Otworzył go i dyszący, chrapiący, miał jeszcze tyle siły, że zagłębił ostrze w odkrytą pierś wuja. Zesztywniałe śmiertelnie palce natychmiast się otworzyły.
Fabrycjusz odetchnął, a bankier runął na wznak na płaski brzeg okrętu. Czynność mordercy stała się bardzo łatwą, uniósł swoją ofiarę i zesunął w otchłań, gdzie także i nóż swój rzucił.
Zbrodnia została dokonaną, deszcz bijący strumieniami, zmył przelaną krew z pokładu. Nigdy morderstwo nie było bezkarniejszem. Nie znajdzie się przecież trupa na pełnem morzu, zresztą maligna starca zmieniła to, co się stało na prosty przypadek.
Skoro wszystko było ukończone, morderca przez dwie lub trzy minuty stał nieruchomy, nieżywy prawie. Najohydniejszy zbrodniarz po silnem naprężeniu nerwów doznaje osłabienia.
Fabrycjusz nie żałował tego, co zrobił, ale przeląkł się prawie swojego dzieła. Trwało to bardzo krótko. Nędznik wzruszył ramionami, odpędził od siebie czarne myśli i zastanowiał się nad tem tylko, jakie ma przedsięwziąć środki ostrożności przeciwko podejrzeniom doktora, jeżeliby cośkolwiek podobnego mogło nastąpić.