Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/434

Ta strona została skorygowana.

— Jeżeli pan pozwoli — odpowiedziała Paula Baltus.
— Służę pani, ale niech się pani uzbroi w odwagę, bo będzie pani zapewne świadkiem scen niemiłych.
— Niech pan będzie spokojny — odrzekła Paula Baltus.
Opuścili salon i przez park udali się do zabudowań dla warjatek. Doktor pomocnik oczekiwał na czele infirmerek wszystkich oddziałów i trzymał w ręku książeczki z uwagami. Skłonił się z uszanowaniem przed panną Baltus i Grzegorzem.
— Zapewne doktor Schultz? — powiedział ten ostatni.
— Którego mam przyjemność przedstawić panu — wtrącił Rittner.
Grzegorz podał rękę młodemu lekarzowi i powiedział:
— Bardzo się cieszę ze znajomości z panem, kochany kolego. Pan Rittner tak mi zarekomendował pana, że już mam dla ciebie szacunek. Może pan zechce pozostać nadal w zakładzie i pracować ze mną, tak, jak pracowałeś z doktorem Rittnerem. Szczęśliwy byłbym, gdybyśmy byli razem, a pewny jestem, że bylibyśmy wzajemnie zupełnie zadowoleni z siebie.
— Może pan liczyć na mnie — odpowiedział młody pomocnik Frantza — zapewniam, że będę się szczerze starał o usprawiedliwienie łaskawości pańskiej, za którą bardzo mu jestem wdzięcznym.
Uścisnęli się za ręce i Grzegorz rzekł, zwracając się do infirmerek:
— Ktokolwiek spełniać będzie sumiennie swoje obowiązki znajdzie we mnie najszczerszego przyjaciela. Teraz rozpocznijmy wizyty.
Trzej doktorzy i panna Baltus weszli do zabudowania warjatek, poprzedzeni przez dyżurną infirmerkę, która kolejno otwierała drzwi pokoików. Zwiedzili wszystkie cele, znajdujące się na parterze, bez żadnego charakterystycznego wypadku. Weszli na pierwsze piętro. Rittner zatrzymał się przed drzwiami, na których przybity był № 4.
— Tutaj właśnie — powiedział — znajduje się młoda kobieta, którą przywieziono zaprzeszłej nocy po pożarze.
— To ta ma gwałtowne ataki? — zapytał Grzegorz.