Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/438

Ta strona została skorygowana.

Wchodzono z kolei do wszystkich cel, oznaczonych parzystemi numerami. Grzegorz wypytywał się, notował i formułował rozkazy jasne i trafnie motywowane.
Przeszli następnie do numerów nieparzystych. Cele № 1 i 3 były puste. Infirmerka otworzyła drzwi № 5.
Doktor Vernier i Paula przestąpili próg i znaleźli się w obecności pani Delariviére.
Joanna siedziała na łóżku z głową spuszczoną. Rozrzucone włosy opadały na twarz i zupełnie zasłaniały chorą. Na kolanach miała zwiędłe kwiaty, zerwane dnia wczorajszego w ogrodzie, wiła z nich girlandę i szeptała niewyraźnym głosem:
— Kiedy przyjdzie anioł światłości, przywiążę go do siebie tym łańcuchem kwiatowym. Nie będzie mógł już mnie opuścić.
Posłyszawszy wchodzących, Joanna podniosła głowę, wpatrzyła się w Paulę Baltus, wstała z łóżka i podeszła prosto ku niej.
Paula pod wrażeniem wstrętnej sceny, jakiej dopiero co była świadkiem, cofnęła się z pewną obawą.
— Niech się pani nie obawia — rzekł Rittner — obłęd tej pani jest spokojny, nie zrobi pani nic złego.
Uspokojona Paula pozwoliła się wziąć Joannie za rękę. Biedna kobieta patrzyła długo z dziecinną admiracją na tę białą zgrabną rękę, podniosła ją do ust i okryła pocałunkami.
— To ty aniele światłości — szepnęła następnie. — powróciłaś nareszcie i już mnie nie opuścisz?
— Bierze panią za swoją córkę — rzekł Rittner.
Usłyszawszy głos Joanny, Grzegorz poruszył się żywo. Gęste włosy chorej zakrywały, jak powiedzieliśmy jej twarz, niby zasłoną. Doktor Vernier podszedł, odgarnął tę zasłonę drżącą ręką, wpatrzył się w rysy zmienione i wybladłe z cierpienia i krzyknął z radości i zdziwienia.
— Co takiego? — spytała panna Baltus, z łatwą do zrozumienia ciekawością.
— Ona! — odpowiedział młody człowiek.
— Ona! — powtórzyła Paula — kto taki?