— Czy napisałeś pan do doktora V., tak jak miałeś zamiar?
— Napisałem do niego przed godziną z zawiadomieniem o nabyciu domu zdrowia i sam dziś jeszcze pojadę do niego dla przekonania się, czy, jak mi obiecał, zajmuje się moją sprawą.
— Niechże się spieszy. Bo wyobraź sobie tylko, mój przyjacielu, o szczęściu pana Delariviére, jeżeliby za przyjazdem zastał Joannę przy zdrowych zmysłach!
— Czy prędko wraca?
— Tak — odrzekła, rumieniąc się trochę, panna Baltus. — Otrzymałam wczoraj wieczór depeszę od pana Fabrycjusza Leclére. Donosi mi, że razem z wujem wsiedli na okręt, wracający do Francji. Pan Delariviére w swojej żonie widzi całe swoje szczęście, całą nadzieję. Gdybyś mu ją pan oddał zdrową, nicby panu nie odmówił. W swojej wzdzięczności otworzyłby ci ramiona i nazwał synem swoim.
Grzegorz miał odpowiedzieć, gdy jeden z urzędników zakładu przyniósł mu kartę wizytową.
— Ten pan czeka w salonie — powiedział.
— Nie przeszkadzam — odezwała się Paula — pójdę do Edmy.
Doktor spojrzał na kartę.
— Ah! — wykrzyknął — to on!...
— Kto? — spytała panna Baltus.
— Wice-hrabia de Langenois.
— Idź coprędzej doktorze... bo może od pana de Langenois dowiemy się czegoś.
I Paula udała się do apartamentu Edmy, Grzegorz Vernier do salonu.
Gdy wszedł, gość podniósł się z krzesła. Obaj skłonili się sobie.
— Panie odezwał się przybyły — jestem wice-hrabią de Langenois. Czy z panem dyrektorem Rittnerem przyjemność mam mówić?
— Nie, panie, ale z jego następcą... Jestem doktorem Vernier i od wczoraj stanąłem na czele tego zakładu.
Wice-hrabia skłonił się powtórnie.
Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/449
Ta strona została skorygowana.