Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/466

Ta strona została skorygowana.

— Jakto?
— Zaraz ci wytłómaczę. Wystawiać chorą na podobny postrach, jaki nabawił ją warjacji, spowodować gwałtowne wstrząśnienie mózgowe i oczekiwać od tego wstrząśnienia powrotu równowagi, oto pański cel. Pochwalam go, ale pan chcesz sprowadzić przestrach przez scenę dramatyczną, jaką widujemy w teatrach, chcesz pan dać pani Delariviére fikcyjną egzekucją, odegraną przez aktorów, albo raczej figurantów, którym wyznaczysz role. To sposób niedobry. Żadnych komedji, kochane dziecko, żadnych fikcyj. Rzeczywistość w całej swej okropności, wierzaj mi, inaczej chybisz celu a nowe usiłowanie nie będzie już możebnem.
— Co?... — szepnął przerażony młodzieniec. — Pan chciałbyś?...
— Chcę, żeby pani Delariviére zobaczyła raz jeszcze to, na co patrzyła w Melun. Chcę, żeby zobaczyła skazańca, wchodzącego na stopnie szafotu i głowę skazańca spadającą do kosza, ja tak tylko rozumiem.
— A! — wykrzyknęła Paula — to okropne!
— Zapewne, że okropne, proszę pani — odrzekł doktor — ale ta właśnie okropność widoku wywoła w chorej reakcję piorunującą, a rezultatem onej będzie zupełne wyzdrowienie albo śmierć.
— Śmierć — powtórzył Grzegorz.
— Trzeba przyjąć alternatywę, moje drogie dziecię, gdy się używa jednego z tak heroicznych środków. Wybawia on, albo zabija. Wstrząśnienie przywróci pani Delariviére rozum, albo pozbawi ją życia.
— A! — rzekła panna Baltus — jeżeli pani Delariviére odzyska rozum, czyż będzie pamiętać?
— To nie ulega wątpliwości, ale konieczną będzie wielka ostrożność, dla otrzymania równowagi moralnej w nowych okolicznościach, stanowczych tą razą.
Grzegorz zamyślił się. Doktor V. go zapytał:
— No co? Czy nie podzielasz zmian, jakie chcę zaprowadzić w twoim planie?
— Owszem, pochwalam je zupełnie, ale to mnie przeraża.