— Zapłaczmy nad pamięcią szanownego człowieka — odrzekł przyjaciel — ale śmierć wuja miljonera, którego się jest siostrzeńcem, nasuwa myśl o sukcesji, co wcale ładnie wygląda. Jesteś zatem bogaczem, mój kochany... Krezusem...
Szczerze ci winszuję.
— Wiele masz miljonów? — zapytała młoda Adela ze znaczącem spojrzeniem.
— E! — odrzekł Fabrycjusz z lekkiem wzruszeniem ramion. — Co ty tam mówisz o miljonach! Nie wiem nic jeszcze nawet, czy co odziedziczę. Wuj musiał zrobić testament, a nie wiem, co się w nim znajduje.
— O! do djabła! — zawołała Adela — to zmienia zupełnie postać rzeczy! No, ale nie traćmy nadziei, że wuj dobrze załatwił sprawę. W przeciwnym razie byłoby to wcale nieładnie. Potrzeba ci conajmniej z jakie sto tysięcy liwrów renty, ażebyś mógł przyzwoite prowadzić życie, ażebyś mógł żyć z przyjaciółmi i przyjaciółkami...
Te ostatnie słowa dały możność odezwania się Fabrycjuszowi. Zaraz też skorzystał z okazji.
— A propos przyjaciół, cóż porabia Matylda, spodziewam się, że się widujecie.
Pascal de Landilly i panna Adela spojrzeli na siebie i nic nie odpowiedzieli.
Fabrycjusz mylnie zrozumiał to milczenie.
— To, żeśmy się trochę zimno i prędko rozstali, nie znaczy wcale, żebym się nią nie miał interesować. Jestem do niej bardzo przywiązanym... Nie rozumiem więc zupełnie, dlaczego moje proste pytanie tak was bardzo zdziwiło.
— Mój kochany Fabrycjuszu — odrzekła Adela — sprowadziłeś nieszczęście na biedną Matyldę swoim odjazdem... Gdybyś był pozostał jej przyjacielem, katastrofa nie byłaby spewnością nastąpiła.
— Umarła! — krzyknął Leclére wzruszony mimowolnie.
— Gdybyż była umarła — powiedział Pascal.
— Cóż się jej stało? Gdzież jest?
— W domu zdrowia.
— Poraniona?.. Zeszpecona?...
Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/473
Ta strona została skorygowana.