— Gorzej jeszcze...
— Cóż takiego nareszcie?... wytłómaczcie mi.
— Obłąkana, mój kochany...
— Obłąkana? — powtórzył siostrzeniec bankiera.
— Najzupełniej... Rano jedliśmy z nią śniadanie w Neuilly, gdzie nam było bardzo wesoło, słowo daję!
I Pascal opowiedział to co wiedział, to jest o pożarze, o warjacji Matyldy i o pomieszczeniu jej w domu zdrowia.
— Biedna Matylda! — szepnął Fabrycjusz — taka młoda i taka ładna! Okropne!.. Żałuję jej z całego serca! A brat jej, cóż się z nim stało?
— Z Reném Jancelyn?...
— Tak.
— Od czasu pożaru nie widziano go już wcale. Przypuszczają nawet, niech to pomiędzy nami zostanie, że to on dom podpalił, co byłoby bardzo dramatyczne, ale dziwnie podłe.
— Cicho Pascalu! — odezwała się żywo Adela. — Słowo daję, że sam nie wiesz co pleciesz! Jakże można powtarzać podobne okropności, jeżeli się nie jest pewnym niczego. René mógłby ci śmiało wytoczyć proces za oszczerstwo...
i wygrałby napewno! Pokojówka biednej Matyldy mówiła mi, że pożar wynikł przypadkowo, bo pani przez nieostrożność przewróciła kandelabr...
— Jeżeli jednak René zniknął — powiedział Fabrycjusz — któż się zajął Matyldą? Kto ją pomieścił w domu zdrowia?
— Patrzaj — mówił Pascal, wskazując na kogoś przechodzącego bulwarem — oto on właśnie.
— Pan de Langenois! — mruknął Fabrycjusz, spostrzegłszy przechodzącego wice-hraciego wybladłego, smutnego i w żałobie.
— Tak, mój kochany! Od tej nocy obfitej w przeróżne wypadki, Paweł przywdział żałobę... Prawie nic nie mówi, a w dodatku on się zapija... teraz ciągnie, ażeby się zagłuszyć, wobec honoru, to zadziwiające!
— W którym domu pomieszczono Matyldę?
— Co do tego, mój drogi, to nic nie wiem.
— Nie pytaliście go o to?
Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/474
Ta strona została skorygowana.