Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/488

Ta strona została skorygowana.

się dowiedzieć, jakie dowody twojej zbrodni mam w swojem posiadaniu!... To ci się na nic nie zdało, mój kochanku, te dowodziki zachowam dla panów sędziów...
Fabrycjusz, powróciwszy do mieszkania, kazał natychmiast zaprzągać. Po głębszej rozwadze postanowił najprzód zobaczyć się z Paulą Baltus, potrzeba więc mu było o dziewiątej być już na stacji kolei. Przybył w samę porę, a o dziesiątej dzwonił już do bramy willi, do której już nieraz zaprowadziliśmy naszych czytelników. Służący, który otwierał bramę, poznał przybyłego od razu i zdawał się trochę być zdziwiony tą wizytą.
— Czy zastałem pannę Baltus? — zapytał Fabrycjusz.
— Nie, proszę pana.
— No, to nie mam szczęścia... Czy nie wiesz, o której godzinie pani powróci?
— Dziś wcale zapewne nie powróci.
— Co mówisz? — wykrzyknął Leclére.
— Pani wyjechała do Paryża już od dni dziesięciu...
— Do pani Lefébre zapewne.
— Nie wiem, proszę pana.... Pani nic nie mówiła, odjeżdżając.
— Czy otrzymaliście tu przedtem jaką depeszę?
— Tak jest, proszę pana, z Ameryki...
— Dziękuję!..
— Czy pan nie napisze co do pani, żeby jej oddać, gdy powróci?...
— Nie... Zapewne zobaczę się z panią w Paryżu.
I Fabrycjusz, niekontent z tego, że napróżno przyjechał, powrócił na stację. Czekał go tu nowy zawód. Pociąg do Paryża odchodził dopiero o drugiej. Potrzeba było czekać blisko trzy godziny.
— Niepodobna — mówił sobie ażebym przybył do Auteuil do Rittnera przed piątą!... Widocznie djabeł miesza mi się dzisiaj do wszystkiego.
Pozostawmy Leclére palącego cygara i silącego się napróżno otrząsnąć się z myśli ponurych, jakie go obległy, udajmy się zaś do domu warjatek.