Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/490

Ta strona została skorygowana.

— Wyjechali już przeszło od ośmiu dni! — odrzekła żywo Edma.
— Zwykła podróż nie trwa dłużej nad dni dziewięć, wiem o tem — dodała Paula, ale bardzo często niespokojne morze przeciąga znacznie podróż. Ojciec twój i Fabrycjusz przybyli już może do Havru. Może ich zobaczymy dzisiaj jeszcze, bo z pewnością najpierw tu przybędą. Jestem tak tego pewną, że opuszczając Melun, nie napisałam do Fabrycjusza, iż tutaj się znajduję, bo chciałam mu zrobić przyjemną niespodziankę. No cóż, uspokoiłaś się?
Edma potrząsnęła głową.
— Ciągle więc te niedorzeczne przeczucia, — rzekła Paula.
— Ciągle.
— Pani, — odezwał się Grzegorz, odpędź te przewidzenia, jakiegoś niebezpieczeństwa, bo zapewniam pana, że istnieje ono tylko w twojej imaginacji jedynie. Jesteś pani jeszcze osłabioną i nadewszystko potrzebujesz spokoju. Takie nękanie się moralne, może być bardzo szkodliwe i opóźnić powrót do zdrowia.
Wiem to wszystko — szepnęła Edma, — wiem, że mi szkodzą podobne myśli, ale czyż to moja wina? Napróżno silę się nie myśleć o tem, napróżno...
— Trzeba koniecznie zapanować nad sobą.
Edma uśmiechnęła się i odpowiedziała:
— Spróbuję, kochany doktorze, przyrzekam ci.
— Teraz, — mówił dalej młody doktór, ponieważ jest blisko piąta, trzeba powracać do pokoju.
— Ale zaprowadzicie mnie jeszcze do mojej matki na chwilę, nie prawda?
— Dobrze, proszę pani.
Edma wstała z fotelu i opierając się na Grzegorzu i Pauli, przeszła wolno do pawilonu. Młody doktór wprowadził ją do pokoju Joanny, sam zaś udał się do swojego gabinetu.
W tej chwili powóz zatrzymał się przed bramą, Fabrycjusz wysiadł z niego i zadzwonił...