Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/493

Ta strona została skorygowana.

— Jako do dyrektora.
— Może ja zatem będę mógł uczynić panu zadość. Raczy pan powiedzieć, o co chodzi?
— Mój wuj i ja powierzyliśmy pańskiemu poprzednikowi, przed kilku tygodniami dwie osoby, bardzo nam drogie...
Grzegorz zadrżał uderzony temi słowy i przypomniał sobie nagle, że już widział także Fabrycjusza w Melun, w hotelu pod Wielkim Jeleniem, w wilją egzekucji.
— Pański wuj i pan? — powtórzył, — dwie drogie osoby. Czy pan nie jesteś przypadkiem siostrzeńcem pana Delariviére, panem Fabrycjuszem Leclére?
Twarz Grzegorza rozpromieniła się. Chwycił ręce gościa i zaczął je ściskać serdecznie.
Ah! jakże się cieszę z pańskiego przybycia. Ale dla czego pan sam jeden przybywa? Pan Delariviére nie jest chyba cierpiącym?
Fabrycjusz odegrał komedję, jaką już odegrał przedtem przed baronem Pascalem de Landilly i panną Adelą de Civrac. Opowiedział złamanym głosem, przykładając chustkę do oczu:
— Niestety! proszę pana, jestem zwiastunem rozpaczliwej nowiny. Mój wuj nie żyje!

ROZDZIAŁ LIII.

— Umarł? — wykrzyknął zdumiony Grzegorz i aż się zachwiał. — Pan Delariviére umarł?
— W czasie podróży, tak jest proszę pana, — odrzekł Fabrycjusz. — Zgasł w przeciągu dwudziestu czterech godzin na silne zapalenie płuc, pomimo wszelkich starań, doktora okrętowego i kapitana Kerjala, jego najlepszego przyjaciela.
— Boże wielki! — pomyślał młody doktor. — Co za straszliwa boleść dla biednej Edmy i jak się jej smutne przeczucia okrutnie sprawdzają! Tak jak jest osłabioną, czyż zdolną będzie przetrzymać cios podobnie dotkliwy?
Głośno zaś powiedział:
— To istotnie, proszę pana, smutna bardzo nowina. Zalecam panu nie udzielać jej pannie Edmie zbyt nagle, bo