Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/494

Ta strona została skorygowana.

z pewnością by tego nie przeżyła. Pozostaw mi pan czas, aby ją przygotować powoli.
— Więc Edma żyje, więc Frantz Ritner nie spełnił zobowiązania, nie mógł lub nie chciał dotrzymać danego słowa?
Cios był zbyt straszny, ale łotr wyrafinowany miał tyle siły, że zapanował nad sobą.
— Bądź pan zupełnie spokojny, — rzekł, — zastosuję się najzupełniej do pańskich rozkazów. Tymczasem proszę pana powiedzieć mi, jak się mają pani i panna Delarifiére?
— Stan zdrowia ciotki pańskiej polepszył się, wprawdzie nieznacznie, ale bardzo stanowczo, — odrzegł Grzegorz, — mam też zupełną nadzieję, że w niedługim czasie odzyska zdrowie zupełnie.
— Chwała Bogu! — wykrzyknął Fabrycjusz, — lubo biedny wuj nie będzie już mógł cieszyć się szczęściem tak upragnionem przez niego.
— Co do pańskiej kuzynki, ciągnął doktor Vernier — ma się daleko lepiej.
— Więc chorowała? — zapytał żywo Fabrycjusz.
— Bardzo; była nawet w wielkiem niebezpieczeństwie. Ale dzięki Bogu, zdołałem ją wyrwać śmierci i wkrótce będzie zdrową. Pozostało tylko ogromne osłabienie, któremu także spodziewam się wkrótce podołać.
— Panu zatem winien jestem ocalenie kochanej mojej kuzyzki — rzekł Fabrycjusz głosem wzruszonym i ściskając ręce Grzegorza. — Panu także winien będę uzdrowienie ciotki mojej. Bądź pan przekonany o głębokiej mojej wdzięczności! Czy mogę odwiedzić te nieszczęśliwe kobiety?
— Za pięć minut poprowadzę pana do nich. Ale przedtem muszę coś panu powiedzieć.
— Coś mi powiedzieć? — powtórzył zdziwiony Fabrycjusz?
— Tak, i przekonany jestem, że to coś sprawi panu wielką radość.
— Skądże ta radość wpośród takich zmartwień?
Znajdzież pan tutaj osobę, która panu bardzo jest drogą.