Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/495

Ta strona została skorygowana.

Fabrycjusz zdziwiony coraz bardziej — zapytał:
— O jakiej pan mówisz osobie?
— O pannie Pauli Baltus.
Posłyszawszy, to imię, siostrzeniec bankiera nie chciał wierzyć własnym uszom.
— Panna Baltus w tym domu? — rzekł niepewnym głosem. — Ale jakimże to sposobem? Z jakiej przyczyny znajduje się tutaj?
— Ażeby być bliżej panny Edmy, którą bardzo kocha, i pani Delariviére, którą się bardzo interesuje.
— Ach! jakże poznaję jej dobre, pełne szlachetności serce! — proszę pana, jak o łaskę, abyś ją uprzedził zaraz o moim powrocie. Gdybyś pan wiedział, jak mi pilno ją zobaczyć. Masz pan słuszność, radość, jakiej doświadczam, każe mi zapominać w tej chwili o ciężkich moich zmartwieniach i kłopotach.
Grzegorz uszczęśliwiony był wzruszeniem Fabrycjusza. Nacisnął sprężynę dzwonka. Wszedł służący.
— Poproś pannę Baltus, aby raczyła zejść do salonu. Znajdziesz ją zapewne w mieszkaniu pani Delariviére.
Służący wyszedł wypełnić rozkaz.
Grzegorz odezwał się znów do Lecléra.
— W oczekiwaniu na pannę Baltus, która zaraz zapewne nadejdzie, pozwól mi pan zadać sobie pytanie, mające cel ważniejszy, niż próżną ciekawość jedynie.
— Słucham pana i odpowiem, jak będę mógł, najlepiej... najszczerzej...
— Idzie mi jeszcze o spotkanie się nasze przy ulicy Taitbout. Powiedziałeś mi pan wczoraj, że nie znasz wcale Renégo Jancelyn.
— Powiedziałem to i powtarzam — odrzekł Fabrycjusz, marszcząc brwi mimowoli.
— Ale może pan wie o nim cokolwiek?
— Nic zupełnie. Powracając do Francji na pokładzie Albatrosa, poznałem jednego z pasażerów, Anglika Wiliamsa Withe, który wysiadł w Plymouth. Anglik ten, dowiedziawszy się, że jadę do Paryża, prosił mnie, abym poszedł do