Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/498

Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ LIV.

— Przyszłość Edmy cię przeraża? — powtórzyła Paula.
— Bardzo.
— A dla czego?... Cierpieć będzie okropnie, ale w jej wieku rany goją się prędko... To prawo natury... Czego teraz możemy się tylko obawiać, to nagłego, niespodziewanego wstrząśnienia... Kochany doktor skonstatował u panny Delariviére symptomata choroby sercowej w pierwszym rozwoju... Jego nauka i troskliwość zdołały zapobiedz złemu, ale mogłoby się odezwać ono przy tak wielkiem wzruszeniu.
Fabrycjusz potrafił przystroić twarz w wyrazy współczucia i smutku.
— Kochana Paula! — szepnął — nie śmierć wuja przedstawia przyszłość Edmy w czarnych kolorach, ale raczej fałszywe, rozpaczliwe położenie, jakie ta śmierć w świecie jej uczyni...
Panna Baltus i doktor Vernier spojrzeli na Lecléra z widocznem zdziwieniem.
— Nic a nic nie rozumiem — odezwała się panna Baltus.
— Bo nie wiesz pewnej rzeczy... moja droga Paulo...
— Więc mi powiedz.
I tu opowiedział Fabrycjusz o niezatwierdzonym jeszcze ślubie przez ustawy francuskie pana Delariviére z Joanną; skutkiem czego Edma według tych ustaw za ich córkę uznaną być nie mogła.
Grzegorz Vernier, chociaż bardzo zmartwiony nieprzewidzianym zgonem bankiera; słuchał tych słów z pewną radością. Edma była bez rodziny i pozycji... Winszował sobie w głębi duszy, bo teraz pomiędzy nią a nim nie istniała żadna przeszkoda.
— Panie Leclére — odezwał się Grzegorz drżącym trochę głosem — ja zaś myślę, że nie potrzeba tak czarno patrzeć na rzeczy... Położenie panny Edmy jest wprawdzie dotkliwe, ale może się zmienić najłatwiej w świecie...