Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/523

Ta strona została skorygowana.

— No — szepnął Klaudjusz — wszystko to się przyda, skoro nadejdzie dzień obrachunku... A zdaje mi się, że ten dzień wkrótce nastąpi...
Dołożył spalony papier do dowodów, jakie już posiadał i poszedł do łóżka.

ROZDZIAŁ LIX.

Fabrycjusz Leclére, jak sobie zapewne przypominają nasi czytelnicy, miał pojechać po pannę Baltus do Auteuil i odwieźć ją do Melun.
Paula wstała i ubrała się bardzo wcześnie. Oczekując chwili odjazdu, przechadzała się po parku z Grzegorzem Vernier. Młody doktor zdawał się zamyślonym i zakłopotanym jakoś.
— O czem pan tak myśli? — zapytała Paula.
— Myślę — odpowiedział — o smutnych nowinach, jakie przywiózł pan Leclćre. Są w tych wiadomościach rzeczy, które mnie mocno dziwią...
Paula odrzekła:
— Wydaje ci się trudnem do uwierzenia, nieprawdaż, ażeby pan Delariviére nie zrobił testamentu na rzecz Joanny i Edmy? Ja także tego nie pojmuję. Taki uczciwy człowiek, taki człowiek, w którym uczucia rodzinne tak głęboko były rozwinięte, człowiek, który zapewne kochał z całej duszy Joannę i Edmę, nie przedsięwziąłby żadnych środków dla zapewnienia przyszłości dwom biednym istotom, nie bałby się, aby niespodziana jego śmierć nie pogrążyła ich w położeniu opłakanem, zagadkowem?...
— Tem więcej, że kiedy leczyłem panią Joannę w Melun, w wigilję tego fatalnego dnia, w którym miała utracić rozum, usiadłem przy stoliku dla napisania recepty i właśnie na tym stole leżały listy, przygotowane przez pana Delariviére, a na jednym z tych listów położony był adres do notarjusza w Paryżu.
— Można pisać do swego notarjusza w przeróżnych interesach.