— Zapewne! pomimo woli jednakże, wyobrażam sobie, że pan Delariviére sformułował ostatnią swą wolę.
— Dla czego nie wspomniałeś pan wczoraj nic o tem Fabrycjuszowi?
— Co też pani mówi! — wykrzyknął Grzegorz — wyznałem, że kocham pannę Delariviére i prosiłem o jej rękę. Dowodzić później, bez żadnej pewności, że musiał istnieć testament, byłoby to przedstawić się za polującego na otrzymanie posagu, a Bóg mi świadkiem, że jedynem mojem marzeniem jest posiadanie panny Edmy, że mi o majątek nie idzie wcale. Sam pragnę ją uczynić szczęśliwą i bogatą. Sam moją pracą jedynie.
— Nikt o tem nie wątpi, kochany doktorze i nikt nie ma prawa cię o to posądzać, zachęcam cię też do powtórzenia dzisiaj zaraz Fabrycjuszowi tego, co mi powiedziałeś przed chwilą.
— Nie... proszę panią... poczekam aż do dnia kiedy zostanę mężem panny Edmy...
— Zrób, jak uważasz, kochany panie Grzegorzu! Może masz i rację, zwłaszcza, że nie ma nic pilnego. Majątek pana Delariviére w każdym razie znajduje się w pewnych rękach, skoro jest w depozycie Fabrycjusza.
— Bez wątpienia, proszę pani, że nie podobna lepiej go było ulokować. Pan Leclére zasługuje na najzupełniejsze zaufanie.
Vernier w myśli nie zupełnie zgadzał się z tem, co mówił. Instynktownie miał jakieś niedobre podejrzenie w tym razie. Ale nie śmiał utrzymywać, że Fabrycjusz wiedział o testamencie, milczał więc dla własnego interesu, tem bardziej, że lubo wiedział, iż Leclére kochanym jest przez Paulę, czuł jakąś niepokonaną niechęć do niego. Po chwili milczenia, rzekł:
— Zdaje mi się, że pan Leclére mówił pani, iż jest w Paryżu od onegdaj wieczór?
— Tak — odrzekła Paula — dla czego mnie pan o to pyta?
Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/524
Ta strona została skorygowana.