Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/528

Ta strona została skorygowana.

— Nie obawiaj się pani — odpowiedział Fabrycjusz, którego serce tak silnie biło, iż o mało nie wyskoczyło z piersi. — Nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo. Mam wzrok poskramiający warjatów!
Matylda Jancelyn zatrzymała się o dwa kroki od niego. Wyciągnęła zesztywniałe ręce i dotknęła jego piersi, poruszyła ustami i głosem chropowatym, zaledwie zrozumiałym, wymówiła te słowa:
— Dwadzieścia tysięcy franków... dwadzieścia tysięcy franków... Fryderyk Baltus umarł zamordowany...
Siły jej się wyczerpały. Cofnęła się do materaców i padła nieprzytomna prawie.
Fabrycjusz, posłyszawszy wyrazy, wymawiane przez warjatkę, poczuł zimny pot na skroniach, bielizna przylepiła mu się do ciała. Przez kilka chwil, pod wpływem strasznego przerażenia, o mało się nie zdradził. Ale wkrótce zapanował nad sobą. Siłą woli, do której nikt inny nie byłby zdolnym, odzyskał tyle zimnej krwi, że zwrócił się do panny Baltus i najspokojniej zapytał:
— Czy jestem igraszką złudzenia? Czy dobrze słyszałem, czy ta kobieta naprawdę wymówiła nazwisko brata pani?
— Dobrze pan słyszałeś! — odrzekła Paula — nieszczęśliwa wymieniła Fryderyka. Dziwne to, nie prawdaż?
— Może nie tak znów bardzo, jak się pani wydaje — odrzekł bezczelnie Fabrycjusz. — Jak się nazywa ta kobieta?
— Matylda Jancelyn.
— Czy Fryderyk znał ją?
— Nie wiem.
— Potrzebaby się dowiedzieć koniecznie. Te wyrazy Dwadzieścia tysięcy franków... Fryderyk Baltus umarł zamordowany... Zamordowany dla dwudziestu tysięcy franków... mają z pewnością jakieś tajemnicze znaczenie. Czy nie ma w tym wskazówki jakiej, któraby mogła nas naprowadzić na ślad jakiegoś odkrycia? Kto wie, czy to nie koniec nitki przewodniej przypadek w ręce nam daje?
— Niestety! — szepnęła panna Baltus. Matylda Jancelyn jest obłąkana i nie może nam nic powiedzieć.