Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/529

Ta strona została skorygowana.

Grzegorz Vernier wtrącił się teraz.
— Ja tego samego byłem zdania, kochany panie Fabrycjuszu — powiedział — ale napróżno usiłowałem wyjaśnić tę tajemnicę. Teraz możesz pan zrozumieć rzetelny powód obecności mojej na ulicy Tailbout. Chciałem wypytać brata tej kobiety i nie zastawszy go, pytałem się pana o niego, myśląc, że się coś dowiem.
— Na nieszczęście nie mogłem cię objaśnić — odpowiedział Fabrycjusz, a potem z akcentem źle powstrzymywanej irytacji dodał:
— Ten człowiek opuścił zupełnie nie tylko Paryż, ale i Francję!... Prawdziwe nieszczęście!.. Wszelkie nasze usiłowania, aby go odnaleźć, będą z pewnością próżne! Nie wydobędziemy światła z ciemności!...
— Za prędko pan się zniechęcasz! — wykrzyknął doktór. — Cierpliwości, panie! Kto wie, może dojdziemy do celu...
— Tak pan sądzi?
— Pewny jestem.
Po raz drugi siostrzeniec bankiera poczuł pot zimny, zraszający mu skronie.
— Panie Fabrycjuszu — odezwała się po chwilowema milczeniu Paula — panna Jancelyn była kobietą z pół świata, a że pan jak wszyscy bogaci młodzi ludzie, kręciłeś się w tem kółku i musiałeś znać jego przedstawicielki... czyż więc choć z widzenia nie znałeś czasem tej kobiety?...
— Nie.
— Może przynajmniej słyszałeś o niej?...
Fabrycjusz z pewnem niedowierzaniem spojrzał na Paulę. Zdawało mu się, że czyta jakieś podejrzenie w jej oczach.
— Nigdy! — odpowiedział.
— Tem gorzej — powiedziała młoda kobieta. — I ja i doktór przypuszczaliśmy, że mogłeś ją pan spotykać, tak jak pan przypuszczasz, że mogła znać się z Fryderykiem.
To rzeczywiście wytłómaczyłoby wszystko. Jeżeli Matylda znała brata pani, morderstwo na nim spełnione