Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/54

Ta strona została skorygowana.

— Czy potrzebny będzie przewoźnik?
— Tak jest, proszę pani... Umiem i ja wiosłować, ale nie chcę się męczyć.
— I bardzo słusznie... Dam państwu tęgiego chłopa, będziecie zadowoleni...
I wdowa Gallet zawołała:
— Hej! hej! Bordeplat!... spacer...

ROZDZIAŁ XII.

Zaledwie wdowa Gallet ucichła, jakiś człowiek, śpiący w jednym z czołen, wyskoczył żywo, niby djabeł z pudełka.
— Jestem obywatelko.
Bordeplat mógł mieć około lat trzydziestu. Bronzowa twarz jego miała wyraz szczery i energiczny. Z oczu widoczną była inteligencja. Miał na sobie koszulę niebieską z haftowanemi kotwicami, przepasany czerwonym pasem, w marynarskim berecie na głowie. Niski, ale tęgo zbudowany, zdradzał siłę herkulesową, a zręczność prawdziwie małpią.
— Co pani rozkaże? — zapytał.
— Weźmiesz „Piękną Lizę“ rozumiesz — odpowiedziała wdowa.
— Rozumiem, proszę pani.
I poskoczył do noszącego powyższą nazwę czołna, odwiązał je i w parę minut stanął u schodków wyżłobionych łopatą do schodzenia na brzeg.
— Niech panie siądają — zawołał do młodych kobiet — tylko ostrożnie, ażeby nie przechylać czołna... Niech panie siadają z tyłu, panowie pośrodku, a ja na przodzie.
Skoro wszyscy zajęli miejsca, odbił czołno i zapytał:
— Odzie się państwo zawieść każą?...
— Opłyniemy dokoła dzielnicy Saint-Etienne — odezwał się Fabrycjusz.
— Co? — mruknął Bordeblat. — Takie dziwne żądanie...
— Pływać dokoła miasta? — powtórzyła Matylda — i patrzeć cały czas na domy tylko!.. Dziękuję!... Takżeby rozkoszne było... W stronę wsi płyńmy koniecznie.