— To wtedy zapewne brylant musiał wylecieć... Łatwo się tego domyślić... Ale jakimże sposobem nie spostrzegłeś pan swojej zguby?...
— Nie mogę sobie tego wytłómaczyć... gdyby nie panna Baltus, nie wiedziałbym dotąd jeszcze, że mi oczka brakuje w pierścionku... Wielką wartość przywiązuję do tego kamienia, nie dla tego, że jest cenny, ale że to pamiątka... Szczęśliwy jestem, że go ten poczciwy człowiek odnalazł i proszę go o przyjęcie tego na podziękowanie.
Fabrycjusz wsunął w rękę rozpromienionego ogrodnika pięć luidorów..
Masz pan szczęście odezwał się Grzegorz. — Możnaby się śmiało założyć o nie wiem co, że brylant pozostałby w bramie wdeptany pomiędzy kamienie.
Zamienili jeszcze kilka słów w tym przedmiocie i młody człowiek się oddalił.
— Mam więcej szczęścia, aniżeli rozumu!... — mówił do siebie, powracając do Paryża. — Gdyby nie ten pozawczorajszy spacer z doktorem, byłbym straszliwie skompromitowany. W żaden sposób nie potrafiłbym się wytłómaczyć z mojej nocnej obecności na tem miejscu...
Po śniadaniu doktor Schultz poszedł do gabinetu dyrektora. Rozmawiał dość długo o stanie pani Dalariviére i zastanawiali się nad tem, czy przepisana przez Grzegorza belladona mogła pogorszyć stan pani Delariviére.
Po dłuższem badaniu doszli do przekonania, że przepisana doza nie była za duża i że nie mogła spowodować w organiźmie podobnych zaburzeń, jakie zaniepokoiły ich dzisiaj, postanowili więc nadal dawać pani Delariviére belladony.
∗ ∗
∗ |
Fabrycjusz powrócił około dziewiątej do willi Neuilly. Rozkazał Laurentowi, ażeby mu nie przeszkadzał, poszedł do swojego pokoju i zamknął się na dwa spusty.
Klaudjusz czuwał obecnie nad tem tylko, co nędznik robi poza domem. To też nie zadawał sobie fatygi wdrapywaniem się na kasztan i czekał, aż światło w oknach zagaśnie. Nastąpiło to kilka minut przed jedenastą.