Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/58

Ta strona została skorygowana.

— Nie ma w tem nic tak dziwnego, skoro byliście poprzedniego dnia pijani.
— Tak panie, że pijany byłem, to fakt, byłem urżnięty, jak drozd w czasie winobrania, ale gdybym był nawet jak pięćset drozdów spity, mam za dużą wprawę w robieniu supła marynarskiego, ażebym się mógł kiedykolwiek omylić. Zrobiłbym go nawet śpiący. A tymczasem znalazłem węzeł szlachecki. Czyż to nie dowód, proszę pana?
W sądzie nie byłoby to żadnym dowodem.
Być może, ale nie wobec tego, że pod warstwą śniegu znajdowała się druga warstwa, ubita i stwardniała, na której bardzo wyraźnie znać było ślady podeszew i obcasów od buta, jakich ten biedny skazany z pewnością nie miał nigdy w życiu na nogach. Były to ślady butów ludzi bogatych, ludzi eleganckich, zgrabnych, w rodzaju tych, jakie pan ma na nogach, jakie błyszczą tak na słońcu... Czyżby to nie było prawdziwym dowodem, jak się panu zdaje?...
— O! — wykrzyknął młody baron — byłby to dowód wielkiego znaczenia. Naprawdę, że to opowiadanie niezmiernie mnie zajmuje.
— I mnie — odezwała się Adela.
— I mnie także — potwierdziła Matylda.
— A ja jestem zdania zupełnie przeciwnego — wtrącił Fabrycjusz.
— Jakto! Pan nie uważa za nic tych śladów od butów?...
— Przypuszczać można co się podoba... ale nic a nic nie dowodzi, że morderca a nie kto inny skorzystał ze statku na przystani.

ROZDZIAŁ XV.

Bordeplat nie zaraz odpowiedział.
— No cóż, poczciwcze, pobityś! — odezwał się Fabrycjusz z tryumfem — nie możesz dowieść, że to morderca lub jego wspólnik posługiwali się jego czołnem.
— A któżby go inny potrzebował? — odrzekł przewoźnik.
— Czy ja wiem?... może jaki rybak, jaki włóczęga może. Nie brak nigdy ludzi zapóźnionych, ludzi, którzy potrzebują