Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/584

Ta strona została skorygowana.

— Tej nocy koniecznie muszę rozwiązać tę zagadkę powiedział sobie.
I ukryty w gęstwinie krzaków, patrzył w okno oświetlone i wyczekiwał godziny, o której zwykł był wychodzić Fabrycjusz. O kwadrans na dwunastą światło zagasło i zaraz potem zobaczył Klaudjusz swego pana, przechodzącego ogrodem ku bramie od ulicy Longchamps. Około północy znalazł się na wprost parku Muette. Wszedł na bulwar Suchet, doszedł do bastjonu koszar nr. 61 i przeszedł przez szyny w tem samem miejscu, gdzie wczoraj Klaudjusz rozmawiał z oficjalistą gazowym. Na bulwarze Montmorency przystanął, nadstawił ucha i zaczął się rozglądać w ciemności... Uspokojony głęboką ciszą, wyjął z kieszeni klucz i włożył go w zamek małej furtki. Furtka się otworzyła. Fabrycjusz przestąpił próg. Gdy tylko zniknął za drzwiami, jakaś głowa ukazała się ponad sztachetami, a jej właściciel ze zwinnością klowna zeskoczył na szosę bulwaru.
— Do pioruna... — mruknął Klaudjusz, którego czytelnicy nasi już zapewne poznali — dobrze zatem obrachowałem... bo otóż i mój pan kochany.
Poszedł do furtki, popchnął ją rękami i otworzyła się na rozcież.
Fabrycjusz nie zamknął za sobą, nie przez zapomnienie, ale dlatego, żeby sobie przygotować łatwiejszy powrót, pewnym był bowiem, że nikt tu nie przyjdzie teraz.
Marteau nie napotkawszy żadnego oporu, przestąpił próg i zwolna poomacku przedostał się przez wąskie przejście, pomiędzy amfiteatrem i trupiarnią.
Fabrycjusz znał doskonale miejscowość i mógł jak w dzień iść śmiało. To też minął szybko okrągłą drogę i dotarł do drugiego zewnętrznego muru, który oddzielał zabudowania warjatek od ogrodu. Otworzył tu sobie znowu inną furtkę i tak samo jak pierwszą, tylko ją przymknął za sobą. Wszedłszy do parku obejrzał się do koła i zaczął się przysłuchiwać.
Gdy żaden szmer nie doszedł jego uszu, pobiegł po trawniku do pawilonu, w którym mieszkała Joanna. Panowała