Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/586

Ta strona została skorygowana.

— Zdawało mi się, że słyszę ją szamocącą się, jak wczoraj... Na szczęście omyliłam się jednakże.
Przez chwilę wpatrywała się w matkę z nieopisaną czułością. Potem postawiła świecę na stole, złożyła ręce i uklękła przy łóżku, szepcąc drżącym głosem:
— Boże mój, Boże wielki! sprawiedliwy i miłosierny, Boże pełen dobroci, błagam Cię, nie zabieraj mi matki mojej.. Oszczędź mi boleści, jakiej nie zniosłyby siły moje... Spraw, żeby Grzegorz, oświecony przez Ciebie, łaską Twoją wspomagany, ocalił ją i przywrócił do rozumu... Pozwól aby uzdrowiona na duszy i ciele mogła Cię kochać, jak ja Cię kocham, błogosławić, jak ja Cię błogosławię...
Ta serdeczna modlitwa dziecka o litość nad biedną matką wzruszyłaby serce szatana... Na Fabrycjusza nie podziałała jednakże wcale.
Edma po chwili podniosła się w milczeniu, popatrzyła ponownie na śpiącą matkę, wzięła świecę i wyszła z pokoju.
Siostrzeniec bankiera po zniknięciu młodego dziewczęcia, stał jeszcze jakiś czas i wstrzymując oddech czekał. Dopiero gdy smuga światła, rysująca się pode drzwiami, znikła, zmienił pozycję. Pewny, że kuzynka położyła się z powrotem i zagasiła świecę, zeszedł ze schodów i wszedł z kolei do pokoju biednej obłąkanej. Zbliżył się do łóżka, namacał ręką karafkę stojącą na małym stoliku, przy łóżku Joanny, wziął ją i zbliżył się do okna... Karafka była w trzeciej części wypróżnioną. Wyjął z kieszeni mały flakonik z „Datura stramonium“, wyciągnął korek zębami i wpuścił do napoju ośm czy dziesięć kropli.
Zaledwie tylko skończył, Joanna poruszyła się na łóżku. Nędznik wystraszony obrócił się ku niej. Warjatka, uniósłszy się na łóżku, zaczęła macać rękami po stoliku. Ręka jej napotkała próżną tylko szklankę.
— Pić — szeptała — pić... straszne mam pragnienie.
— Doskonale — pomyślał sobie Fabrycjusz — przybyłem w samą porę.
W milczeniu przyskoczył do łóżka i przysunął chorej karafkę.