Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/587

Ta strona została skorygowana.

Poczuła zimno kryształu... Pochwyciła napój, przyłożyła go do ust i wypiła wszystko do ostatniej kropli.
Truciciel uśmiechnął się. Wszystko szło, jak pragnął — a jednakże w sekundę później rzucił się do drzwi przerażony i zaledwie powstrzymał się od wykrzyku...
Joanna wypuściła z rąk próżną karafkę, która się z hałasem rozbiła o podłogę.
Trudno było przypuszczać, aby ten hałas alarmu nie spowodował...
Fabrycjusz zbiegł ze schodów jak bomba, przebiegł sień, zamknął po cichutku drzwi za sobą, włożył buty i przeleciał po trawniku aż do furtki ogrodowej i gdy już wydostał się na zewnątrz, Edma, drżąc ze strachu, po raz drugi weszła do matki. Joanna nie spała i zdawała się być spokojną. Widok rozrzuconego szkła na podłodze wytłomaczył dostatecznie Edmie hałas, jaki posłyszała. Żadne podejrzenie się jej nie nasunęło.

Co się działo tymczasem z Klaudjuszem Marteau? Dla czego nie udał się za Fabrycjuszem, skoro był taki pewny, że już mu się teraz nie wymknie?
Musimy odpowiedzieć na to podwójne pytanie.
Pozostawiliśmy eksmarynarza w ciasnem przejściu, pomiędzy zabudowaniami amfiteatru, a trupiarni. Otaczała go ciemność zupełna. Nadstawił ucha i posłyszał oddalającego się Fabrycjusza, ale pomiędzy tymi wysokimi murami echo jego kroków tak dziwnie odbijało, że Klaudjusz nie mógł się zorjentować, w którą stronę poszedł nędznik, za którym śledził.
— Czy skręcił na prawo, czy na lewo?... Do pioruna, nic a nic nie wiem!... Ale... marsz!... może mi się uda jako!...
Przypadek, jedyny teraz jego przewodnik, pociągnął go na prawo i pociągnął dobrze.. Przebiegł szybkim krokiem drogę, okalającą zabudowania, minął niespostrzeżenie furtkę, którą truciciel pozostawił otwartą i po paru chwilach do tego stopnia nie mógł się zorjentować, iż zobaczył się