Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/588

Ta strona została skorygowana.

zbłąkanym w jakimś labiryncie. Chodziło mu o wyszukanie przejścia do ogrodu. Ale jakże je odnaleźć?
Nie zważając na to, że może zdradzić obecność swoją, bo którakolwiek z dozorujących infirmerek może go zobaczyć z góry, wyjął pudełko z zapałkami i zaczął zawzięcie pocierać o mur jednę za drugą. Ale zapomniał zabrać nowe ze sobą, a te kilka, które były jeszcze w pudełku, pogasły zaraz po pierwszem potarciu. Klaudjusz aż nogami tupał ze złości.
— A to djabeł się na mnie uwziął widocznie!... — mruczał pod nosem. — Iść teraz za moim panem jest poprostu niepodobieństwem!.. Co teraz zrobić?... Mam ochotę narobić hałasu i poruszyć całe piekło... Pobudzą się, przylecą, bępą mnie wypytywać, naturalnie, że powiem wszystko, pochwycą tego łotra w zabudowaniu warjatek i będzie musiał się wytłómaczyć, po co tu przyszedł... Z pewnością nie źle go to zaambarasuje...
Podrapał się po uchu i odrzekł:
— Nie, nie dobra to myśl! Doktór Rittner, którego wcale nie znam, może także nie wart wiele więcej, a może nawet jest wspólnikiem mojego szanownego chlebodawcy... Gdyby tak naprawdę było, tobym się ładnie urządził!... Godni wspólnicy, widząc się narażonymi... skręciliby mi łeb na poczekaniu... Do pioruna, to byłoby na mnie za głupio!... Nie... nie... tak nie można! Do policji należy rozplątać ten węzeł i zaraz rano panowie z prefektury zostaną powiadomieni o wszystkiem... Nie lubiłem ich kiedyś okrutnie, ale nie miałem racji.. Dzisiaj się przekonywam, że bardzo oni są pożyteczni!.. Zrobiwszy takie postanowienie, Klaudjusz Marteau zaniechał pogoni i myślał teraz o tem tylko, aby odszukać furtkę, przez którą się dostał tutaj. Udało mu się to nie bez pewnych trudności. Minął bulwar Montmorency i znowu się ukrył poza krzakami, aby widzieć, jak Fabrycjusz będzie przechodził.
Po upływie dwudziestu minut truciciel wyszedł z domu zdrowia, zamknął starannie furtkę za sobą i przez butwar Suchet podążył w stronę Muette.