Klaudjusz postępował za nim z daleka, a przez drogę mówił do siebie:
— Bodaj, że się nie mylę, mój ptaszku, utrzymując, iż ostatnią już podróż odbyłeś do Auteuil!...
Było już dobrze po trzeciej, gdy Fabrycjusz i marynarz powrócili do wili Neuilly-Saint-James, jeden przez ulicę Longchamps, drugi przez bulwar Sekwany.
Nazajutrz o godzinie wpół do dziesiątej siostrzeniec bankiera zasypiał jeszcze w najlepsze, gdy Laurent zastukał do drzwi jego pokoju.
— Proszę! — zawołał przebudzony nagle. — Czego chcesz u djabła? — zapytał wchodzącego sługi — nie potrzebowałem cię przecie...
— Depesza jest do pana — odpowiedział intendent... Może to coś ważnego, więc czekać nie mogłem i nie chciałem...
— Dobrze... dawaj...
Fabrycjusz otworzył kopertę i poruszył się zdziwiony. Depesza pochodziła od panny Baltus a zawierała te słowa:
„Zmuszona wyjechać do Melun, czekam cię tam o czwartej. Paula“.
Uśmiech triumfu ukazał się na ustach Leclére’a.
— Podaj mi papier i pióro — rzekł do Laurenta — napiszę zaraz odpowiedź...
I napisał te słów kilka: „Stawię się o czwartej niezawodnie. Fabrycjusz“.
Potem zaadresował: „Panna Baltus. Melun“.
— Zanieś to natychmiast do telegrafu, tylko idź sam, nie posyłaj nikogo.
— Dobrze, proszę pana.
— Przed wyjściem zawiadom Klaudjusza Marteau, że czekam na niego...
— Tutaj, proszę pana?
— Tak, zaraz wstaję... Jak powrócisz z telegrafu, przyjdź zaraz do mnie.