Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/591

Ta strona została skorygowana.

tak gładko!... Nie pozbywa się jak królika, takiego chłopa jak ja?.. No, ale nie ma co... przedewszystkiem posłuszeństwo... Za pięć minut już będę wiedział, co się święci...
Eks-marynarz schował zaczęty list do szafy, zamknął ją na klucz, klucz włożył do kieszeni, ubrał się w kurtkę, poszedł do willi i nie bez silneg obicia serca zastukał do drzwi pokoju Fabrycjusza.
— Czy to Klaudjusz? — zapytał ten ostatni.
— Ja, proszę pana.
— Chodź!
Bordeplat z czapką w ręku otworzył drzwi i ukazał się na progu. Leclére siedział przy stole, przeglądał papiery i nie podniósł nawet głowy.
— Pan Laurent mi powiedział, że pan mnie potrzebował — odezwał się Klaudjusz.
— Tak jest, mój zuchu.
Fabrycjusz odwrócił się do przybyłego.
— Jesteś wszak trochę cieślą, czy prawda?
— Tak, proszę pana, znam się na ciesiółce.
— Jesteś także podobno mechanikiem?
— Nietęgim przynajmniej, proszę pana.
— Umiesz jednakże tyle, że mógłbyś okręt poprowadzić, mały statek parowy.
— O, co to, proszę pana, to mała rzecz... W Tulonie, przed pierwszą moją kampanją, byłem przy mechaniku szalupy parowej admirała i nauczyłem się obchodzić z maszyną tak, jak sam maszynista.
— Doskonale! Nie będę więc potrzebował przybierać nikogo do zadowolenia fantazji, jaka mi przyszła do głowy. Niezależnie od statków, z jakich składa się mała moja flotylla, miałbym ochotę posiadać dla przyjemności mały statek parowy na osób mniejwięcej piętnaście.
— Łatwo pan może zadowolnić to swoje życzenie — odpowiedział Klaudjusz. — Rozumiem doskonale, czego pan sobie życzy... Mały stateczek parowy to prawdziwe cacko, a daleko przyjemniejsze od jachtu i od szalupy...
— Podejmujesz się więc nabyć dla mnie taki statek?