Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/592

Ta strona została skorygowana.

— To, proszę pana, będzie niemożebne...
— Dla czego?
— Ani na Sekwanie, ani na Marnie, nie ma podobnego statku do sprzedania, a wątpię także, czy który z fabrykantów w okolicy Paryża podjąłby się budowy podobnej.
— I ja jestem tego samego zdania...
— Cóż więc w takim razie?
— Nie dostaniemy w Paryżu, to dostaniemy gdzieindziej.
— A gdzie? proszę pana.
— W Hawrze widziałem, przejeżdżając, kilka takich statków... Pochodzą z warsztatów Amerykanina Johna Manley, mistrza w budowach tego rodzaju...
— Więc do Hawru pan mnie wysyła?
— Tak, do Hawru...
— Bardzo dobrze...
— Pamiętaj tylko nazwisko Manley... Zresztą zanotuję ci takowe. Pierwszy lepszy wskaże ci warsztaty Johna... Chcę mieć statek o szybkim biegu, w cenie od dwudziestu pięciu do dwudziestu ośmiu tysięcy franków.
— Z taką sumą to można wybierać, proszę pana — zauważył Klaudjusz.
— Wiele potrzebować będziesz czasu na przejazd z Hawru do Paryża?
— Paląc dobrze?
— Przeciwnie, paląc umiarkowanie...
— Od ośmiu do dziesięciu dni, proszę pana.
— Tak przypuszczałem... Zrozumiałeś mnie zatem?
— Doskonale, proszę pana, gotów jestem na każde skinienie...
— Pragnąłbym, abyś się udał zaraz.
— Co? — wykrzyknął Klaudjusz zdziwiony. — Pan mi jechać każe?
— Zaraz dzisiaj — dokończył Fabrycjusz. — Mój powóz odwiezie cię do stacji z twoim chłopcem i Laurentem, który wam będzie towarzyszył...