Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/595

Ta strona została skorygowana.

— Dobrze... Wszyscy trzej pojedziecie koleją o dwunastej minut dwadzieścia pięć... Dzisiaj szesnasty... Dla wiadomych powodów nie życzę sobie abyście powrócili do Paryża przed 27 b. m., to jest przed dziesięciu czy dwunastu dniami!... Słuchaj uważnie, co ci zalecam. Nie przyjeżdżajcie przed jedenastu dniami, to rzecz najważniejsza, ale pozwalam wam opóźnić się z powrotem. Pragnąłbym nawet tego. Czyś mnie zrozumiał?
— Zrozumiałem. Jeżeliby Klaudjusz Marteau zanadto się spieszył, znajdę sposób, aby go zatrzymać.
— Tak jak w Bercy? — zapytał ironicznie Fabrycjusz. — Laurent zawstydzony spuścił głowę.
Pan mi wymawia... ale pan jest w prawie... Przypisywałem sobie zdolności, jakich wcale nie miałem... teraz jednak odpowiadam za siebie... Pan zna przysłowie: „Kot wściekły...“
— „Obawia się zimnej wody“, — dokończył, śmiejąc się Fabrycjusz. — No, ale miej się na ostrożności.
— Z pewnością, że tak będzie, proszę pana.
— Przybywszy do Hawru, przyślesz mi zaraz depeszę...
— Dobrze.
— Drugą depeszę wyślesz w dzień waszego odjazdu... Powrócicie wodą... W Hawrze zatem potrzeba będzie zyskać na czasie.
— Zyskam na pewno... gdyby mi nawet przyszło zachorować i skazać się na djetę, co byłoby bardzo niemiłe.
— Oto jest trzydzieści tysięcy franków w biletach bankowych... Mały parowy statek kosztować będzie dwadzieścia pięć, albo dwadzieścia sześć tysięcy najwyżej...
— A reszta sumy?
— Pokryje wasze koszta podróży.
— To strasznie dużo, proszę pana.
— Tem lepiej, mój Laurent, bo reszta dla ciebie tytułem gratyfikacji... Oszczędź, jeżeli ci się podoba.
— Dziękuję panu.
— Zaopatrz się w rewolwer, dla obronienia w razie potrzeby pieniędzy; a teraz każ mi podać śniadanie, Przygotuj