Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/605

Ta strona została skorygowana.

Tak wyrzekał głośno, a po cichu myślał sobie:
— A to się przytrafiło w samą porę. To lepiej niż wszystko posłuży do przedłużenia podróży...
— Nieszczęście! — zaczął Klaudjusz. — Cierpię jak potępieniec!.. Do pioruna!.. Pomóżcie mi się podnieść... Muszę dziwnie wyglądać, jak ptak złapany jedną nogą w sidła.

ROZDZIAŁ XIII.

Laurent z jednej strony, mały Piotrek z drugiej podtrzymywali marynarza, który trzymał się ich z całej siły i nakoniec zdołał się podnieść na nogi.
— Czy bardzo boli? — zapytał intendent z współczuciem.
— Czy boli? — wykrzyknął stary wyga.
— Spodziewam się, że boli. Zdaje mi się, jakby mi wpakowano w łydkę z pięćdziesiąt igieł przynajmniej...
— Co tu robić?...
— Zaprowadzić mnie najprzód do restauracji, żebym mógł usiąść. Później zobaczymy...
Klaudjusz, podtrzymywany przez towarzyszów, szedł, a raczej skakał na jednej nodze i za każdem poruszeniem jęczał głośno.
Restaurator, stojący w progu zakładu, widział całą tę scenę. Wysunął spiesznie krzesło i pomógł usadowić na nim Klaudjusza.
— Niech nam pan każe podać piwa — odezwał się Laurent — bo umieramy z pragnienia.
— Pijcie piwo, kiedy wam się podoba, ja wolę kieliszek rumu, bo on mnie lepiej pokrzepi... — wtrącił Klaudjusz.
— Na pewno panie gospodarzu, będziemy zmuszeni tu zanocować — zaczął znowu intendent. — Poślij pan z łaski swojej po doktora... i każ nam pan przygotować trzy pokoje...
— Dwa będą dostateczne... wtrącił marynarz. — Piotrek spać będzie ze mną.
— Bardzo dobrze — odrzekł restaurator — zaraz polecę po doktora i przygotuję pokoje.
— To właśnie... — odezwał się Klaudjusz. — Pragnąłbym jak najprędzej wyciągnąć się w łóżku.