Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/613

Ta strona została skorygowana.

No, chyba o tem dobrze wiecie!... — zauważył gwałtownie profesor. — „Datura stramonium“ spowodowała konwulsje i wykrzywianie muskułów chorej!... Datura czyni ją nieczułą i sztywną... a szkliste, kołem stojące oczy, to jej zasługa!.. Zarozumiali mędrkowie, zapomnieliście więc wszystkiego coście się uczyli?
Symptomaty zatrucia „Datura stramonium“ literalnie biją przecie w oczy!... Czyście do tego stopnia niezdolni, żeby się na tem nie poznać?...
— Profesorze — odpowiedział Grzegorz — pochylam czoło przed twoją wielką powagą... Ty się nie mylisz... ty nie możesz się mylić... Ale pozwól zadać sobie jedno pytanie...
— Jakie?...
— Kto mógł podać truciznę, jaką poznajesz?
— Wy...
— Nie! nie! sto razy nie!... — wykrzyknął młody doktor. — zapewniam, że nie dawaliśmy ani kropli „Datura stramonium“, zapewniam i przysięgam, że nie dawaliśmy jej pani Delariviére w żadnem lekarstwie. Wątpić w moje słowa, byłoby wątpić o moim honorze!

ROZDZIAŁ XV.

Sławny uczony spojrzał badawczo na Grzegorza. Szczerość młodego człowieka była zbyt widoczną.
— Ja nic nie podejrzewam, ja nie mogłem podejrzewać prawości twoich zamiarów — odrzekł profesor.
— Dziękuję, mistrzu — wykrzyknął Grzegorz.
— Sam przygotowywałeś dozy Beladonny?
— Sam.
— Zawsze?
— Zawsze a zawsze.
— Sam ją mięszałeś z napojem chorej?...
— Doktor Schultz tem się zajmował. Karafka napełnioną była rano i wieczór. Przynoszono ją pani Delariviére i piła, wiele jej się podobało.
— Czy pokój, w którym się znajdujemy, jest zazwyczaj zamykanym?
— Nie, panie profesorze.