— Kto ma prawo wchodzić tutaj?
— Panna Delariviére, panna Baltus, doktor Schultz i dyżurna infirmerka.
Podczas tej rozmowy Edma przyszła po trochu do siebie. Drżąca i wylękła słuchała. Podniosła się z łóżka, na którem była opartą i podeszła do sławnego doktora.
— Panie odezwała się błagająco panowie rozprawiacie, a matka umiera. Wiecie przyczynę złego, możecie więc zastosować jakie lekarstwo. Ulżyjcie jej cierpieniu! O tem trzeba teraz pomyśleć!
— A! kochane dziecię odrzekł starzec — musimy ci się wydawać okrutnymi, ale trudno, musiałem się dowiedzieć. Teraz już dyskusja skończona. Teraz zaczniemy działać...
— Niech panu Bóg pobłogosławi... — szepnęła Edma, składając ręce.
— Panie Schultz — zapytał doktor V. — wiele pan dał chorej emetyku?
— Około dwudziestu centigramów.
— Dobrze, ale to ilość niedostateczna, skoro nie wiemy dozy spożytej trucizny. Przygotuj pan natychmiast dekokt z galasu i każ przynieść letniej wody. Potrzeba oczyścić żołądek i to oczyścić najdokładniej.
Lekarz pomocnik wyszedł zaraz z pokoju. Doktor V. zbliżył się do łóżka. Oddech chorej ciągle był nierówny, przyspieszony, spojrzenie błędne, tylko rzucania konwulsyjne straciły na sile. Na twarzy nie odbijało się już także takie straszne jak przedtem cierpienie.
— Moje dziecko — rzekł stary uczony do Grzegorza — słuchaj i odpowiadaj.
Pytaj się profesorze. Odpowiadać ci będę, jakbym stał przed sądem Bożym.
— Czy pewnym jesteś doktora Schultza?...
— Czy panna Baltus jest krewną pani Dalariviére?
— Nie, jest jej przyjaciółką tylko. Ma ona w uzdrowieniu pani Delariviére ogromny interes, z powodów wiadomych panu. Ale dla czego pan profesor pyta mnie o to wszystko?
Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/614
Ta strona została skorygowana.