Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/620

Ta strona została skorygowana.

Klaudjusz odpowiedział na tę pogróżkę głośnym wybuchem śmiechu. Zrzucił prędko kołdrę, która go przykrywała po samą brodę, usiadł zupełnie ubrany na łóżku, a wyjąwszy z kieszeni rewolwer, odrzekł spokojnie:
— Nie radzę ci wołać za głośno, bo jeżeli tylko raz krzykniesz, jakem Klaudjusz Marteau, w łeb ci, jak psu, wypalę!
Laurent blady z oburzenia, zrozumiał teraz, że wpadł w zasadzkę, cofnął się w głąb pokoju i stanął przy ścianie.
— Boże!... Co to wszystko znaczy?
— A! nie spodziewałeś się tego, dobry panie Laurent! — odrzekł marynarz, — mówiłeś sobie: ten stary osieł Klaudjusz zmuszony będzie leżeć w łóżku przez cztery albo i pięć dni może, to właśnie na rękę panu Fabrycjuszowi, pragnącemu trzymać z daleka od Paryża tego bydlaka... Na nieszczęście ten głupiec jest równie sprytnym jak i wy, a może nawet sprytniejszym od was obu... W Bercy chciałeś mnie przecież spoić z rozkazu pana Fabrycjusza, żeby wyciągnąć mnie na słówka jeżeli się jednak nie mylę, to sam zostałeś kozłem ofiarnym w tej farsie.
— To prawdziwy djabej — mruknął Laurent wytrzeszczywszy oczy — wie wszystko!...
— Możesz być pewnym, że wiem bardzo wiele — ciągnął Klaudjusz chociaż nie wiem jeszcze wszystkiego, ale poczekaj — nie napróżno bynajmniej powracam do Paryża...
— Więc ty nie masz zwichniętej nogi?...
— A to mi się podoba! — wykrzyknął Bordeplat, skacząc po pokoju, — to upadnięcie i wywichnięcie, to komedja tylko, mój poczciwcze! — Chcieliście wyprowadzić w pole starego marynarza?... O! nie doczekanie wasze! Pan Fabrycjusz boi się mnie, bo znam jego straszną tajemnicę nawet z Melun, dla której polecił ci, mnie upoić... Ale niedoczekanie wasze... nie ja, lecz ty się wygadałeś... Teraz ja się chcę dowiedzieć, co Rittner zrobił z panią Delariviére, z jej córką i z Matyldą Jancelyn... Widzisz, że mi już nie wiele pozostaje do zrobienia i jeżeli nie będziesz uległy! spokojny jak jagniątko, jeżeli nie zrobisz wszystkiego co