Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/622

Ta strona została skorygowana.

Rozkazujący ton i postawa Klaudjusza nie pozwalały na żadne dyskusje. Intendent zrozumiał, że wszelki opór byłby daremny, wyjął więc pugilares i podał go Klaudjuszowi. Ten sprawdził zawartość, aby się przekonać, czy cała suma się znajduje.
— Dobrze, nic nie brakuje — rzekł Klaudjusz — a teraz słuchaj mnie i zapamiętaj, co ci powiem.
Laurent upadł na krzesło, mrucząc:
— Nie zapomnę ani słowa.
Klaudjusz ciągnął dalej:
— Pozostaniesz tu w hotelu z moim chłopcem... Pozostawię gospodarzowi pieniądze na wasze utrzymanie. Nie ruszajcie się stąd nigdzie, nie napiszesz, nie zatelegrafujesz do nikogo, nie odpowiesz na żadne zadawane ci przez kogokolwiek zapytania, co do mojego wyzdrowienia i nagłego wyjazdu... Oto rozkazy moje...
— Przyrzekam! — oświadczył Laurent.
— Za pierwszem usiłowaniem ucieczki — ciągnął Bordeplat — Piotrek przysłałby mi depeszę, a ja poszedłbym do sądu do prokuratora rzeczypospolitej i zadenuncjowałbym cię w tej chwili.
Sumienie Laurenta, jak wiemy, nie wyrzucało mu nic ważnego, mimo to nie mógł sobie wytłómaczyć swojej obawy. Upadł przed Klaudjuszem na kolana i ze złożonemi rękami błagał:
— Łaski... łaski... oszczędź mnie.
— Ani słówka przeciw tobie nie powiem, jeżeli mi będziesz posłusznym.
— Przysięgam, że będę posłusznym! nie ruszę się stąd... Nie będę mówił słowa jednego... nie napiszę... Piotruś zaświadczy o mojej uległości...
— Liczę na to!... I dobrze zrobisz panie Laurent.
— Co do ciebie, mój malcze rzekł Klaudjusz do chłopca, który przypatrywał się całej tej scenie z wielką uwagą — słyszałeś i zrozumiałeś... Ja jadę do Paryża, aby ocalić, jeżeli to jeszcze możebne, ofiary wyrzutka... nędznika... Jesteś smykiem jeszcze, ale posiadasz poczciwe serce i masz