dosyć odwagi. Liczę na ciebie więc, że mnie zawiadomisz, skoroby pan Laurent miał zamiar nie zastosować się do tego co mi przyrzekł.
— Niech mi pan zostawi rewolwer — odparł Piotrek. — Jeżeli pan Laurent nie będzie grzeczny, jak óbrazek, rozwalę mu czaszkę tak dobrze, jakby to pan Klaudjusz uczynił...
Laurent trząsł się jak we febrze.
— Miłosierdzie boskie! — mruczał... — mnie byś roztrzaskał czaszkę...
— I wcalebym panu nie dał czekać na to zbyt długo — odrzekł mały Piotrek — pan Klaudjusz może zupełnie liczyć na mnie.
— Dziękuje ci, kochany chłopcze!... — powiedział marynarz. — Masz za to cacko...
— Nie będziesz go potrzebował użyć... odezwał się wystraszony intendent. Będę mu posłusznym, jak tobie.
— Radzę ci to w twoim własnym interesie, panie Laurent... Do widzenia!
— Gdzie mam panu posłać depeszę w razie potrzeby? — zapytał chłopak.
— Do Courbevoie, do restauratora, któremu dostarczamy ryb. Uprzedzę go, aby mnie w danym razie natychmiast zawiadomił. Do widzenia, mój miły malcze, niech cię Pan Bóg ma w swojej opiece! A ty; panie Laurent, bądź grzecznym, powtarzam, bo jeżeli nie... to zginiesz... otwarcie ci powiadam!...
Klaudjusz pocałował małego Piotrka i wyszedł z pokoju. Zeszedł prędko ze schodów, ale wchodząc do sali zaczął kuleć trochę.
Gospodarz, zobaczywszy go, zapytał zdziwiony:
— Jakto, podniosłeś się pan i chodzisz ze zwichniętą nogą! — To doprawdy nie do darowania!
— Aj! — odrzekł Klaudjusz — nie powiadam, że dobrze robię. Ból dokucza mi potężny i chętnie bym pozostał w łóżku, ale co robić, potrzebuję koniecznie jechać do Paryża...