Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/626

Ta strona została skorygowana.

— Aby ktoś przesadzał mur w nocy, to wydaje mi się niepodobnem — zauważył stary doktor. Truciciel musi więc znajdować się na miejscu i znać doskonale wewnętrzny rozkład domu.
— Czyż taki nędznik żyłby pomiędzy nami? — szepnął przerażony Grzegorz. Boże wielki! domysł to przerażający!..
— Kto ma klucz od apteki? — zapytał profesor.
— Ja... — odpowiedział doktor pomocnik.
— Czy zostawiasz go pan czasami we drzwiach?
— Nigdy... zresztą trucizny zamknięte są w szafie, od której kluczyk noszę zawsze przy sobie... Oto jest.
— Czy pomiędzy temi truciznami macie „Datura stramonium?“
— Mamy.
— W jakiej ilości?...
— Najwyżej dziesięć gramów. Używamy tego niebezpiecznego środka tylko w wyjątkowych razach.
— Można doprawdy głowę stracić... — mruknął doktor V...
— Otrucie nie ulega żadnej wątpliwości, ale gdzież jest truciciel! Oto pytanie, zatrważające pytanie... — pomyślał, a głośno dodał:
— Potrzeba rozciągnąć około chorej wielką czujność i to nieustanną...
Poruszenie Joanny przerwało mowę doktora; uniosła się na łóżku.
— Pić — zawołała — pić mi się chce.
Grzegorz podał szklankę wody ocukrzonej. Wypiła ją chciwie, opuściła głowę na poduszki i przymknęła oczy.
— Doktorze — spytała Edma — matce już daleko lepiej, nie prawda?
— Tak jest, proszę pani — odrzekł starzec i spodziewam się, że za kilka godzin jeszcze się bardziej polepszy. Matka pani jest ocaloną.
— Edma rozpłakała się z radości.
— O panie, niech ci Bóg wynagrodzi! Ja mogę tylko modlić się za pana i uczynię to z całej duszy!...