Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/628

Ta strona została skorygowana.

— Zrozumiałem... Za godzinę do komisarza... dopominać się o osobę Klaudjusza Marteau i o zrewidowanie zakładu, jeżeli się okaże potrzeba!
— Doskonale.
I marynarz zadzwonił silnie do kraty żelaznej.

ROZDZIAŁ XVIII.

Odźwierny przyszedł otworzyć.
— Czego pan sobie życzysz? — zapytał ex-marynarza.
— Wszak to zakład doktora Rittnera?
— Ten dom zdrowia nie należy już do pana Rittnera.
— Jakto? — zapytał zdziwiony Klaudjusz. — Czy pan Rittner sprzedał swój zakład?
— Tak jest, proszę pana.
— A dawno?
— Blisko miesiąc temu.
— To rzecz szczególna — pomyślał Klaudjusz. — Laurent nie wiedział o tem, bo tylko o Rittnerze ciągle wspominał — a głośno dodał:
— Ale to zawsze zakład dla warjatek?
— Tak jest, obywatelu.
— Jak się nazywa nowy właściciel?
— Doktor Grzegorz Vernier.
Marynarz osłupiał ze zdziwienia.
— Doktor Grzegorz Vernier? — zapytał. — Ten co był lekarzem w Melun?
— Ten sam, panie.
— Do pioruna! nie spodziewałem się wcale tego!
— Znasz pan doktora Vernier?
— Naturalnie, pochodzę także z Melun. A czy można się widzieć z doktorem Vernier?
— Owszem, wejdź pan i poczekaj trochę. Pójdę powiedzieć panu doktorowi i zaraz powrócę.
Odźwierny wpuścił Klaudjusza do ogrodu, a sam skierował się ku pawilonowi.
Trzej lekarze i panna Delariviére tylko co opuścili podkój Joanny, pozostawiwszy przy niej infirmerkę zaufaną