Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/63

Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ XVI.

— Coś tam zapisał, kochany przyjacielu? — zapytała Matylda.
— Zanotowałem com wydał, aby się porachować z baronem — odpowiedział młody człowiek. — No, powracajmy!
Klaudjusz Marteau — bo tak będziemy go teraz nazywali — zdjął swój beret marynarski.
— Do zobaczenia! panowie i panie — powiedział.
— Do zobaczenia, mój przyjacielu — odrzekł Fabrycjusz, a po cichu dodał: z pewnością, że się zobaczymy i że potrafię wtedy wyciągnąć z ciebie tę twoją tajemnicę.
Potem obie pary udały się do hotelu.
— Szczególna rzecz! — mruczał marynarz, śledząc oczami Fabrycjusza. — Ten mieszczuch ma dziwne jakieś spojrzeniel.. nie podoba mi się ono wcale... Dlaczego on mi tak zaczynał zawracać głowę swojemi pytaniami... Dlaczego on się tak w to wtrąca? — Ej! z ciekawości poprostu tylko. Reszta to dobre dzieci, dali na piwo, jak się należy. Można ofiarować sobie naparstek witryoleju.
Wdowa Gallet zasiadła znowu z powrotem na progu swojego mieszkania i z większą niż kiedy gorliwością zaczęła robić swoją niebieską pończochę.
— Hej! pani gospodyni — zawołał na nią Klaudjusz Marteau — idę na moment na róg, a jeżeli będę potrzebny, niechaj mnie pani zawoła.
Zapalił fajkę i wszedł do kupca winnego na rogu sąsiedniej ulicy i kazał podać sobie szklankę obrzydliwej wódki, zafarbowanej na żółto karmelem.
Szklanka mogła zawierać piątą część litra. — Oto, co Klaudjusz Marteau nazywał naparstkiem witryoleju.

∗             ∗

Powróćmy do hotelu pod „Wielkim Jeleniem“, do pokoju pani Delariviére, w chwili, gdy go młody doktor opuścił.
— No cóż! — zapytał bankier żony — jak znalazłaś naszego doktora?